Johny | 5 czerwca 2018 hejszowina szczeliniec wspinanie

Hejszowina. Początek przygody

Dróg bezpiecznych w sensie skałkowym, czyli takich, na których odpadnięcie z dowolnego miejsca nie niesie za sobą poważnych konsekwencji, nie ma tu w ogóle. Asekuracja w piaskowcach jest swoim charakterem zbliżona do górskiej: przeloty są rozmieszczone rzadziej, ich jakość jest często trudna do ocenienia, a odpadnięcie grozi czymś mglistym, nieuświadomionym (J. Długosz). Tak więc do całokształtu czynności asekuracyjnych podchodzić należy niezwykle, wręcz śmiertelnie, poważnie.

(ze wstępu do przewodnika wspinaczkowego)

Autorzy: Ilona Podlecka, Jakub Kokowski

Zdjęcia: Ilona Podlecka, Johny Zazula

Długi weekend. Wspinacie się po pięknej, litej i niewyślizganej skale. Drogi mają po 20-30 metrów długości, a obok was wspina się jeszcze tylko jeden zespół. Senne marzenie? Nie! Rejon znajduje się na Antarktydzie? Otóż nie! Mowa o trzecim największym polskim rejonie wspinaczkowym – Hejszowinie.

Słyszeliście tę nazwę? Część z Was pewnie tak, część nie. To czeska nazwa okolic Gór Stołowych, która przyjęła się w środowisku wspinaczkowym. Najpiękniejsze drogi znajdują się na Szczelińcu, na którym jest ich około 200, jednak na okolicznych skałach znajduje się jeszcze ich drugie tyle albo więcej.

Gdzie jest więc haczyk, co powoduje, że na Hejszowinie nie uświadczymy tłumów wspinaczy? Główną przyczyną jest powaga wspinania. Drogi nie są gęsto obite. Na łatwiejszych drogach raczej nie znajdziemy więcej niż dwóch stałych punktów. Dodatkowo skała jest miękka i mogłaby zostać uszkodzona przez asekurację z metalowych kostek, więc korzystanie z nich jest surowo zabronione. Zamiast tego możemy klinować w rysach przygotowane wcześniej węzełki. Kolejnym utrudnieniem jest to, że wspinanie w piaskowcu wymaga zupełnie innej techniki niż wspinanie w wapieniu. Mamy tu tarciowe rajbungi, koordynacyjne kanty, liczne kominy i rysy w każdych rozmiarach.

 

 

Gdzie spać?

Idealnym miejscem na nocleg jest chatka Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego w Pasterce – maleńkiej wiosce ukrytej między masywem Szczelińca i granicą z Czechami.

Więcej informacji: http://lkw.org.pl/chatka/

 

Dla kogo nie jest ten rejon?

Zdecydowanie nie jest to rejon dla początkujących. Wspinanie tutaj jest naprawdę niebezpieczne i wymaga solidnego zapasu psychy i znajomości własnych umiejętności. Jeżeli nie dopuszczasz możliwości wyjścia kilku metrów nad przelot, co czasami jest równoznaczne z możliwością przyglebowania, to również lepiej sobie odpuścić.

Jest to natomiast idealny rejon, jeżeli własnie ukradli ci cały sprzęt i została ci jedynie lina, kilka jej odciętych końcówek i parę zakręcanych karabinków;) W przybliżeniu właśnie tak wygląda standardowy zestaw do asekuracji na Hejszowinie.

Od czego zacząć?

Nimb grozy i harda renoma tego miejsca sprawiają, że podchodzimy pod ściany z respektem. Więc to jest ta słynna kraina falującej getry i asekuracji na sznurówkach? Tu granica między pychą a psychą jest bardzo cienka, na pierwsze prowadzenia wybieramy więc drogi sporo poniżej swojego limesu. Magnezja jest tu zakazana, więc zabieramy ze sobą jedynie pusty woreczek, w który wycieramy swoje mokre od wysiłku dłonie.

Po pierwszym dniu wspinania groza jednak ustępuje pola zauroczeniu. Kilometrowy mur piaskowcowych ścian, wyniesiony ponad ciągnące się po horyzont lasy robi monumentalne wrażenie! W dodatku co druga droga zachęca do wstawienia się i oferuje unikalne wspinanie.

Weźmy taką wycenioną na VIIa Myszołapkę. Prowadzi przecinającą ścianę rysą, tworzącą jednak w połowie charakterystyczny kominek. Pełznie się w nim, rozpychając plecami i kolanami, ale w końcu wnęka zwęża się i wspinacz, który w strachu przed odpadnięciem wczołgał się zbyt głęboko, utknie na dobre. Myszka w pułapce!

Kolejny klasyk – Kant z Uberfallem (VIIIc) – żeby w ogóle rozpocząć wspinanie, trzeba z kilkumetrowego głazu skoczyć odważnie do startowej klamy. Coś dla siebie znajdą też szukający technicznych  rajbungów (Spacerem po kancie VIIIa, Tylko dla rowerów VIIa, Łatwa siódemka VIIa). Nie zabraknie też propozycji dla miłośników mohutnych sięgnięć w dachu. Wszystkie wyżej wymienione propozycje są stosunkowo dobrze asekurowalne i nadają się na początek przygody w rejonie.

Po czterech dniach opuszczamy Hejszowinę pełni wrażeń i z niekłamanym żalem. Wspinanie tu jest bardzo intensywnym przeżyciem, a człowiek uzbrojony tylko w kilka węzełków i zakręcanych karabinków doświadczyć może wydatnie swojej kruchości wobec ściany. Na pewno wrócimy na mur Szczelińca po kolejną lekcję pokory. Już nie możemy się doczekać widoku piaskowca na tle rudego, jesiennego lasu.