Johny | 13 kwietnia 2016 czołówka mięgusza hala gąsienicowa kazalnica kościelec łomnica motyka setka sprężyna starek-uchmański szare zacięcie taternictwo tępa wspinanie zimowe

Tatrzańska zima 15/16 dla Sakwowych wspinaczy

Wszyscy wspinacze zimowi będą wiedzieli o co chodzi z refleksją nad „własnym ja”, czasami tak intensywnie do nas docierającą podczas drugiej godziny pobytu na stanowisku przy -10 °C w ogniu pyłówek. Po co tu jestem, co ja tutaj robię? Marzenia o ciepłym domu i kanapie. Momenty te również przychodzą na prowadzeniu, kiedy jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, 10 m nad poprzednim, lichym przelotem, a osadzenie jakiejkolwiek asekuracji w najbliższej przyszłości nie wchodzi w grę. Receptą na wyjście z tej sytuacji jest wzięcie kilku głębokich wdechów i oczyszczenie umysłu. W takich momentach przychodzą najlepsze przemyślenia.

Jak to możliwe, że w zeszłą, pierwszą kwietniową niedzielę, prowadząc drugiego kruksa na „Sprężynie” na Kazalnicy przeżyłem taki moment oczyszczenia? Przecież była piękna pogoda, ciepło i bezwietrznie, a droga jest określana mianem „dobrze asekurowalna i drytoolowa”. Wyobraźcie sobie ośmiometrowy trawers po płytach zwieńczony władowaniem się w mega eksponowane zacięcie. Wreszcie znajdujecie upragnione miejsce na malutkiego cama – trochę zabawy i można sobie na momencik powiedzieć w myślach „Uff”. Dziabka wyżej i ściągam się, obserwując jak szczelina w którą włożyłem friendzika zaczyna się rozszerzać, a ten z niej wypadać. Właśnie zdałem sobie sprawę, że trzymam się na wielkiej, sklinowanej w owym zacięciu wancie, która na dodatek pragnie w ekspresowym tempie znaleźć się pod pierwszym wyciągiem. W takich chwilach serce bije szybciej, a mózg pracuje na 200% normy. W myślach powiedziałem do siebie – „Ku**a, KONIEC w tym sezonie. Chcę być teraz w skałkach!”, mając przy tym ochotę rzewnie zapłakać. Przegrzałem szybko parę kolejnych metrów z chirurgiczną ostrożnością i precyzją. Reszta wyciągu mimo nie najlepszej asekuracji i siódemkowych trudności okazała się już w miarę prostą drogą do stanu. Kiedy wreszcie usiadłem w stanie, dotarło do mnie, że to niestety już koniec sezonu zimowego 15/16 w Tatrach, a powyższe przemyślenie nie wynikało tylko z chwili słabości, ale i z wewnętrznego głosu rozsądku. Nawet drytoolowe drogi są już rozmrożone na tyle, że wspinanie się po nich jest proszeniem się o guza. Może wiosenne żleby? Eeee… nie. Niestety, żeby pośmigać po wiosennych betonach jest wymagana przynajmniej jedna noc na minusie, a takowej od tygodnia brak i nic nie zapowiada zmiany w tym temacie. Na domiar tego potężne deszcze przetaczają się nad Tatrami, a słowacy ogłosili alarm anty-niedźwiedziowy! Tra-ge-dia…. Może jest jeszcze szansa na jakieś pojedyncze przejścia, ale z pewnością będą to drogi o specyficznym charakterze, pokonywane przy wyselekcjonowanym warunie. Jednym słowem – chowajcie dziaby do szafy. 🙂 Tym długim wstępem chciałbym więc podsumować SAKWowy sezon zimowo-taternicki.

 


 

[su_row]
[su_column size=”1/4″]
WP_20160325_07_04_24_Pro_LI
[/su_column]
[su_column size=”3/4″]

Motyka” (V, WI3+, 10h) na Łomnicy – Wojtek Anzel z Mikołajem Pudo [+1] (KW Krk) | Kuba Kokowski z Wadimem Jabłońskim

Ta piękna droga, na którą wielu Taterników ostrzy sobie zęby padła w tym sezonie dwukrotnie. W obu przypadkach była to wielka przygoda, natomiast zespół Wojtka działał w trochę gorszych warunkach. Jego relację możecie przeczytać tutaj.

[/su_column]
[/su_row]

 

Starek-Uchmański” (7/7+, AF) na Czołówce Mięgusza – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki (KW Katowice)

Jedna z poważniejszych pod kątem technicznym dróg, jakie robiłem w prawdziwie zimowych warunkach. Wymagający drytool, ciekawe wspinanie, dobra asekuracja. Pierwszy i ostatni wyciąg AF. Można polecić każdemu, kto szuka czegoś trudniejszego.

 

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

Szare Zacięcie” (7/7+, AF) na Czołówce Mięgusza – Wadim Jabłoński, Kuba Kokowski

Tym razem wizyta na czołówce zakończyła się podejściem po śladach zespołu Mistrzunia i Bodzia (KW Katowice), oraz podążaniem za nimi po wyczyszczonej drodze. Także znajomość linii zjazdów przełożyła się na dobry czas. Lot na pierwszym wyciągu.

[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

sprezyna[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

Sprężyna” (7+, bez ostatniego wyciągu po zjeździe) na Kazalnicy – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki (KW Katowice)

Część z tego jak to wyglądało jest we wstępie do tego wpisu. Droga kontrastów – z jednej strony pierwszy wyciąg był najpiękniejszym, jak robiłem w Tatrach, z drugiej – większość reszty woła o pomstę do nieba. Może to kwestia warunków. Zastanawiam się nad uznawaniem sobie tej drogi, gdyż nie zrobiliśmy ostatniego wyciągu ze względu na roztopową kruszyznę, choć się do niego wstawialiśmy. Trochę nieciekawym dla mnie rozwiązaniem wydaje się robienie zjazdu przed końcem drogi przy przejściu zimowo-klasycznym, ale ze względu na historię drogi, tak podobno musi być. Na drogę nie wracamy i jesteśmy zadowoleni z pokonania trudności OS. 🙂

[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

[/su_column]
[su_column size=”3/5″]
Setka” (IV, 8h) na Kościelcu – Kuba Kokowski wraz z Michałem Czechem

Przejście warte wyróżnienia z powodu przygód jakie przeżył zespół (możecie o nich przeczytać tutaj) i tego, że w bieżącym sezonie było to jedyne zakończone sukcesem przejście tej drogi (dane od Michała, który sprawdzał na końcu marca książkę wyjść w Murowańcu). Sami zainteresowani mówią, że nie ma się czym chwalić, bo to droga kursowa, ale tej zimy było już na niej wiele wycofów, w tym jeden zakończony interwencją TOPRu. Graty!

[/su_column]
[/su_row]

 

Filar Staszla” (V, 7h z wejściem na szczyt) na Granatach – Marcin Gromczakiewicz i Kuba Kokowski

Jak mówi pierwszy z wymienionych tu panów – „Przełoiliśmy z Kokosem całość w 4h, oraz później 3h do końca samego filara. Ale padał deszcz i wspinaliśmy się w rakach i rękawiczkach, ze zdjemowaniem rękawiczek na cruxy :P. Dziaby dopiero wyżej się przydały. Także można uznać że nasze przejście było trochę jak bezglutenowe pierożki z mączki kasztanowej„. Warto dodać, że to to przejście, to nic innego, jak porachunki z zeszłego sezonu, kiedy to droga stała się synonimem srogiego, zimowego wpierdolu przy ekstremalnych temepraturach. Co ciekawe tegoroczne przejście miało miejsce także w grudniu, na kilka dni przed sylwestrem. Prawdziwych zim jak i cyganów już nie ma!

 

[su_row]
[su_column size=”3/5″]

Easy like Sunday Morning” (V, 7,5h) na Tępej – Wadim Jabłoński, Tomek Ługowski, Damian Bielecki (KW Katowice)

Pierwsze zimowe wspinanie Tomka, poprzedzone srogą nocą w Strzegowej! 😉 Trudności ze zlokalizowaniem drogi, samo wspinanie przyjemne, a ruta po zakończeniu trudności jeszcze długa. Najfajniejsza, jaką robiłem na Tępej!
[/su_column]
[su_column size=”2/5″]
WP_20151220_19_19_43_Pro
[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]czuba[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

Warianty (V) na Czubie nad Karbem – Kuba Kokowski i Kuba Ciechański

Czyli celowy wariant zapychowy i poszukiwanie trudności, w miejscu, gdzie jest prawie tak ciężko znaleźć coś nowego, jak na Jurze. Czego się nie robi dla treningu!

[/su_column]
[/su_row]

 

Wesołej Zabawy” (IV) na progu Mnichowym – Kuba Kokowski i Kuba Ciechański

Droga Niemca” (IV+) na Kotle Kościelcowym – Dominik Cyran, Konrad Bąk

Potoczek” (III) na Czubie nad Karbem – Konrad Bąk, Adrian Ginalski | Dominik Cyran, Łukasz Stempek

Głogowski” (III) na Czubie nad Karbem – Konrad Bąk, Adrian Ginalski

Puskas” (III) na Tępej – Dominik Cyran, Łukasz Stempek, Sabina Franczyk

Galfy” (IV) na Tępej – Dominik Cyran, Łukasz Stempek | Adam Wojsa, Dorota Wacławczyk, Sabina Franczyk

Żebro Rzepeckich” (IV+) na Granatach – Michał Czech, Dominik Cyran

Kochańczyk” (II) na Kotle Kościelcowym – Sabina Franczyk, Adrian Ginalski

W samo południe” (5+) na Buli pod Bandziochem – Wojtek Anzel + Piotr Boryło, Jakub Gałka (KW Kraków)

Bladym Świtem” (6+) na Buli pod Bandziochem – Wojtek Anzel + Maciek Chmielecki (KW Kraków)

Żleb na Kahulską Strbinę” (III) na Kończystą – Wojtek Anzel + Krzysztof Czyżewski (KW Kraków)

Żleb na Papirusową Strbinę” na Czarny Szczyt – Wojtek Anzel + Mikołaj Pudo, Maciek Chmielecki(KW Kraków)

 

 

LODOSPADY I MIKSTY

Grosz” WI4 – Kuba Kokowski, Dominik Cyran

Veverkov” WI4 – Kuba Kokowski | Dominik Cyran | Kamil Sałaś

Zahradky lewe” WI4 – Dominik Cyran, Kamil Sałaś | Wadim Jabłoński (do stanu nr 2 na jedną dł. liny)

Zahradky prawe” WI3 – Dominik Cyran | Kamil Sałaś | Wadim Jabłoński | Kuba Ciechański

Lodospad „Ciężki” WI3 – Wojtek Anzel + Michał Natkaniec (KW Kraków)

Lodospad „Kaczy” WI3 – Wojtek Anzel + Michał Natkaniec (KW Kraków)

Stony a vzlyky” M7 – Wadim Jabłoński

 

PRÓBY NIE ZAKOŃCZONE NA TOPIE

[su_row]
[su_column size=”2/5″]
direta
[/su_column]
[su_column size=”3/5″]
Czołowi wspinacze twierdzą, że prawdziwą mądrością jest wiedzieć kiedy się wycofać. Wycof w górach zimą, to nie zjazd z ringa w skałkach, tylko przedsięwzięcie poprzedzone wyjazdem w góry, podejściem ze sprzętem, pokonaniu kilku-kilkuset metrów drogi, analizą ryzyka i wykorzystaniem, czasami na maksa umiejętności technicznych celem bezpiecznego zejścia ze ściany. Doceńmy więc poniższe próby, gdyż część z nich naprawdę zasługuje na szacun. 🙂
[/su_column]
[/su_row]

Direta MSW” zakończona na trawersie do Galerii Cubryńskiej – Kuba Kokowski, Kuba Ciechański

Stanisławski” na Gerlachu zakończony po 1,5 wyciągu – Kuba Kokowski, Michał Czech

Próba na „Klisiu” – Sabina Franczyk, Adrian Ginalski

1 wyciąg na „Środkowym Żeberku” – Adam Wojsa, Sabina Franczyk, Dorota Wacławczyk

Kuchar” na Kazalnicy Liliowej – Wojtek Anzel

Lód Bratysławski” – Wojtek Anzel

Tobogan” na Kieżmarskim – Wojtek Anzel

Mato’vi” na Tępej – Adam Wojsa, Dorota Wacławczyk, Kuba Majnusz

Filar Świnicy” – Wadim Jabłoński, Marcin Gromczakiewicz

Iluzja” z 2 wyciągu na Galerii Szatana – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki

 

JASKINIE

Nasza czołowa grotołazka (chyba tak to się odmienia) Sabina Franczyk była tej zimy w jaskini Czarnej, Wodnej pod Pisaną i Miętusiej. Jak najbardziej kwalifikujemy to do taternictwa zimowego, ale szczerze nie wiemy o co chodzi. 😉

 

Koniec końców można powiedzieć, że sezon ten był owocny, padło wiele mocnych przejść (a wpis ten dotyczy tylko Tatr), sporo osób zadebiutowało, a także oswoiło się ze skałą i lodem. Cieszę się, że poza wypadkiem Michała, mimo kilku innych, podbramkowych sytuacji, wszystkim udało się zakończyć zimę 15/16 cało i zdrowo. Polecam jako ciekawe uzupełnienie relacje Dominika z tatrzańskich wyrypek. Czekam z niecierpliwością na to, co przyniesie następna zima, a tymczasem pora zamagnezjować łapy i wyczekiwać warunu na południowych tatrzańskich ścianach! 🙂

Johny | 14 grudnia 2015 kościelec setka tatry zima

„Setka”, czyli wpierdol na życzenie

Relacja z przejścia zimowoklasycznego Setki IV na Zadnim Kościelcu. Zespół: Michał Czech, Kuba Kokowski

Po ostatnim wycofie z Pośredniego Gerlacha stwierdzamy, że na rozwspin lepiej wybrać się na Halę. Wszystkie miejsca w Betlejemce i w Murowańcu są już dawno zarezerwowane, więc bierzemy ze sobą namiot i resztę gadżetów biwakowych. O 21 docieramy do Betlejemki. Michał pogadał chwilę z Adim i szybko okazało się, że jak idziemy na wspin to miejsca się jednak znajdą. Wpadamy jeszcze na chwilę do Murowańca pogadać z Marcinem i Olą. Tu też bez problemu byśmy się mogli kimnąć, więc graty biwakowe wnieśliśmy tylko dla treningu;)

Kuba

Niedługo przed świtem startujemy. W śnieżycy, mocnych podmuchach wiatru i z widocznością czasami nie przekraczającą 20 metrów samo podejście pod ścianę staje się nie lada wyzwaniem. Michał robił tę drogę w lecie w 2011 roku, wtedy pod ścianę prowadziła ewidentna ścieżka. Teraz miejscami w śniegu po pas, a miejscami w stromych trawach, czynnie używając obu dziabek, powoli pniemy się pod drogę. Zawiewa śniegiem ze wszystkich stron, a temparatura w okolicy zera sprawia że wszystko jest mokre.

https://www.youtube.com/watch?v=iGz8xw3bEQY Piosenka wyjazdu. Chodziła nam po głowach całą drogę. Na szczęście skończyło się na drugim jeźdźcu – WOJNIE!

Michał:

„Po niemalże 3 godzinach walki na podejściu wbijamy w drogę. Tak jak się spodziewaliśmy, skała jest zalepiona śniegiem, a pierwszy czujny wyciąg dostarcza odrobinę adrenaliny, głównie ze względu na asekurację. Brak koncentracji na początku drugiego wyciągu kończy się drobnym odpadnięciem w trawki, podczas którego zabolała mnie lewa kostka. Po chwili ból ustąpił, ja poprowadziłem ten wyciąg do końca i oddałem prowadzenie partnerowi. Pogoda zaczęła się powoli poprawiać, widoczność stawała się coraz lepsza. Temperatura spadła, a nasze warstwy zewnętrzne zmieniły się w lodowe pancerze. Wszystkie trzy pary rękawiczek były przemoczone i zmarznięte. Pszyszła kolej na prowadzenie Kuby.”

Kuba:

„Na początku idę lawiniastym żlebikiem zrzucając przed sobą 40cm warstwę śniegu, żeby przebić się do traw. W pewnym momencie wyjechało nade mną więcej śniegu niż planowałem. Na szczęście przeszło mi po boku, ale i tak ledwo utrzymałem się na dziabach. Mogłem kontynuować wspinanie żlebem, ale wybrałem ucieczkę pod skalny próg, gdzie zbudowałem stan. Stamtąd kolejnym łatwym wyciągiem podszedłem pod najładniejszy IV wyciąg na drodze. Świetne ciągowe wspinanie z bardzo dobrą jak na tę drogę asekuracją – założyłem chyba więcej punktów, niż Michał na pierwszych dwóch dłuższych wyciągach.”

Michał

„Kostka od czasu do czasu daje o sobie znać, ale frontalne ustawienie stopy daje radę. Mysleliśmy przez chwilę o wycofie na Mylną Przełęcz, ale w tych warunkach nie byłoby to zbyt bezpieczne. Jedyną możliwością było dokończenie drogi. Prowadzę trzy ostatnie wyciągi i tuż przed zmrokiem stajemy na szczycie.

Wtedy okazuje się, że podmuchy które od czasu do czasu utrudniały nam wspinianie to nic, w porównaniu do tego to się dzieje się po zachodniej stronie. W pośpiechu wrzucamy szpej do plecaka i rozpoczynamy zejście w stronę Kościelcowej Przełęczy. Z lata  kojarzyłem je jako lajtowe. W zimie, po ciemku i przy mocnych podmuchach wiatru nic nie jest lajtowe! Okazuje się też że kostka, która podczas wspinania dzielnie się trzymała, na zejściu daje o sobie mocno znać. Nie jestem w stanie schodzić przodem ani bokiem, w grę wchodzi jedynie zejście tyłem. Staramy się trzymać jak najbliżej grani i omijać depozyty świeżo nawianego sniegu. Podczas zejścia nie wiadomo jak i dlaczego, z uszkodzonej nogi wypina mi się rak i zjeżdża w dół po lodowej polewce. Pierwszy raz w życiu wypiął mi się rak, akurat w takiej sytuacji! Na szczęście znajduję go kilkadziesiąt metrów niżej. Nie wyobrażam sobie zejścia z Kościelcowej przełęczy bez raka na chorej nodze. Powoli poruszając się wyłącznie na przodach dochodzimy do  Karbu. No to dobra, koniec przygód, teraz już tylko spacerek szlakiem do schroniska. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze, ubity śnieg na szlaku nie daje takiej amortyzacji jak ten pod zachodnią ścianą Kościelca, o czym kostka coraz mocniej przypomina. Po drugie, idąc cały czas po śladach wchodzimy w bujną kosówkę, w której zapadamy się po pas. Nikt z nas nie pomyślał żeby wyjąć kompas i mapę, lub też wrócić po śladach do ostatniego miejsca w którym był szlak. Przekonani że zaraz dojdziemy do szlaku brniemy przez kosówki. Nie ma chyba nic gorszego, zapadać się w śnieg pomiędzy gałęzie kosówki, mając uszkodzona nogę. Nie jestem w stanie jej usztywnić. Wiele razy zaliczam glebe, czasem na plecy, czasem na kolana, czasem prosto twarzą w śnieg. Po którejś glebie z kolei nie chce mi się już nawet wstawać. W pewnym momencie ślady się kończą, a szlaku nie widać. Próbujemy wyznaczyć własną ścieżkę w tym oceanie kosówek. Przeszkadzają w tym potoki i stawy, na których lód nie jest jeszcze zbyt solidny, o czym Kuba ma okazję się przekonać wpadając po kolana do wody. Cofamy się po własnych śladach i próbujemy gdzie indziej przez potok. Kuba przeskakuje, a ja staję butem w wodzie. Na szczęście Scarpy Cumbre nie przemakają z byle powodu. W końcu docieramy do ubitego szlaku. Po tylu zapadnięciach i upadkach każde obciążenie uszkodzonej nogi sprawia duży ból. Ostatni odcinek to Murowańca to prawdziwa męka. Dojście z Karbu do schroniska zajęło nam 3,5 godziny.

Następnego dnia zjeżdżamy samochodem TOPRu do szpitala. Okazuje się że poza skręceniem i naderwaniem stawu skokowego, mam jeszcze pęknietą kość skokową.

Teraz zastanawiam się nad popełnionymi tego dnia błędami i próbuję wyciągnąć wnioski. Odmroziłem lekko osiem palców u rąk i skręciłem kostkę. Jeden dzień wspinania, droga zrobiona,  ale przerwa potrwa pewnie z 2 miesiące. Przede wszystkim nie wolno spadać, a w łatwym terenie zawsze zachować czujność. Dużym wyzwaniem psychicznym było skończenie drogi ze skręconą kostką i zejście bezpiecznie do schroniska. Na pewno jako zespół daliśmy radę. Ale żeby się zgubić na pojezierzu, to już trzeba być gamoniem!

Kuba

„Dla mnie najbardziej niebezpiecznym miejscem były płyty na zejściu wzdłuż Zachodniej Kościelca. Nieasekurowalne, strome, przykryte cienką polewką lodową byłyby nie do przejścia bez raków. Do tego mocny wiatr i zmęczenie zmniejszyły naszą czujność. Każda utrata równowagi równała by się śmierci – nie byłoby najmniejszych szans na wyhamowanie.

Do tego nauczką jest odpuszczenie kontrolowania szlaku w łatwym terenie. Prawdopodobnie dopiero w kosówkach kontuzja Michała pogłębiła się.

Zimowy wspin zawsze kończy się dla mnie srogim wpierdolem a im ambitniejszy cel tym większy wpierdol. Zależność jest chyba liniowa. Chodzą jednak słuchy, że czasem warun jest lepszy i wspinanie pozwala się cieszyć każdym wyciągiem, więc nie zamierzam odpuszczać. Może w końcu się uda na taki trafić;)”

Tej soboty wszystkie pozostałe zespoły poza jednym, który zrobił Potoczka na Czubie nad Karbem wycofały się ze względu na silny wiatr i śnieżycę.