Johny | 22 października 2016 ciechański czech kokowski ośka piosenka szulc

Biały maglajz, szara skała – piosenka klubowa

Biały maglajz, szara skała

Autorzy: Karo Ośka, Michał Czech, Kuba Kokowski, Wojtek Szulc, Kuba Ciechański

Gdy od ziemi się odbiłem, wielki żal ogarnął mnie,    a  C

Łzy po twarzy popłynęły, zrozumiałem wtedy że    G   a

Jestem taki strasznie słaby, trening nie przełożył się,   a  C

Palce same się prostują, niemoc znów ogarnia mnie.   G   a

 

Chciałem zapiąć – lecz nie mogłem, chciałem dogiąć – brakło sił,

Ręce moje takie słabe, przadramiona pali mi.

Chciałem robić wszystko sajtem, harde RP wyszło mi,

Chciałem znowu być najlepszy, ale słabość mam we krwi!

 

Ref.

Biały maglajz,  szara skała,   a

Opętani rankingami,  C

Myślą swą szukają cyfry,   G

Którą wiążą z szemrankami!   a

 

Tak jak Niedźwiedź na Tytanach, patentuję całe dnie,

Ciągle spadam, biorę bloki, asekurant wkurwia mnie.

Gdy nadejdzie chwila błoga, kiedy w łańcuch wepnę się,

Ryk mój w eter się poniesie, znów lokalsi wnerwią się!

Ref.

 

Jedzie Matiz z łojantami, trudną drogę zrobić chcą,

Nie trafili z patentami, gdyż nie grzeszą mocą swą.

Gdy swe oczy otworzyli, wielki żal ogarnął ich,

Pod okapem zrozumieli, nie załoi żaden znich!

Ref.

Młodsza siostra zapytała, mamo gdzie braciszek mój?

Brat twój w wielkiej ścianie wisi, patentuje wyciąg swój!

Ref.

Wtem od ściany ktoś odpada i zaczyna lecieć w dół

Stanowisko obciążając  kostkę łamie swą na pół.

Lecz nadejdzie chwila taka, gdy sie wspinać bedzie mógł

O kontuzji swej zapomni, a do głowy przyjda znów:
Biały maglajz, szara skała…
Johny |

Chwalmy się!

Chwalmy się!

Zrobiłeś coś niekiepskiego? Padła kolejna cyfra, albo przeżyłeś fantastyczną przygodę? Chcesz podzielić się swoim dniem na forum? Śmiało!

Napisz artykuł  i nie zawahaj się go wysłać do nas.

Nie chcesz pisać, ale lubisz fotografować?  Załóż swoją małą galerię na naszej stronie.

Nie boisz się wystąpień publicznych? A może wręcz przeciwnie?  Dajemy szanse potrenowania mówienia do mikrofonu!

Nie musisz mieć wielkich osiągów, wystarczy zapał i chęć do dzielenia się nim z ludźmi!

Co oferujemy?

  • sławę, chwałę i uścisk dłoni zarządu
  • znak jakości SAKWA pod napisanym artykułem / opublikowaną galerią
  • sale pełną ludzi wiecznie głodnych opowieści o przygodach, ale i wyrozumiałą widownię
  • dobrej jakości sprzęt nagłaśniający
  • afterparty po wystąpieniu

Wymogi techniczne prezentacji: max 90 min

Jeżeli masz więcej pytań, albo gotowy artykuł pisz na: kontakt@sakwa.agh.edu.pl

14799821_10207632765437920_157910050_o_fotor dsc_5553

 

 

Johny | 7 września 2016

Grań Moka

Przydarzył mi się wyjazd na nieco przedłużony weekend do MOKa. W obliczu odwołanego wyjazdu w Dolomity i akurat trwającego Zgrupowania Taternickiego SAKWY stwierdziłem, że na brak partnerów wspinaczkowych i pogody narzekać nie będę mógł. Z różnych powodów pierwsze dwa dni spędziłem na Mnichu,  robiąc po jednej drodze dziennie, nareszcie podnosząc swoje życiowe cyferki (najlepsza droga w Tatrach, najlepsza „na własnej” i takie tam). Nie, żeby nie było to fajne – lajtowe wspinanie z przyjaciółmi, dobra pogoda, lita skała… Ostatecznie jednak trzeba przerwać sielankę i zrobić coś… „w Tatrach”! Niestety, informacje od Kuby i Karoliny z Kazalnicy wskazują, że raczej będzie tam mokro i nie ma co się pchać. Wraz z dojazdem na tabor Michała, otwiera się trochę nowych opcji.

Michał przyjechał zrobić coś na Zerwie, albo dać się namówić Karolinie na jakieś ekstremy na Mnichu, albo… przebiec solo grań MOKA. O Grani od kilku dni mówi zresztą też Łukasz. Ja sam rozmawiałem o tym celu z Michałem Gabzdylem jakiś tydzień wcześniej schodząc z Galerii Gankowej… Innymi słowy – szybko podłapuję temat i ostro próbuję Michała namówić. Wódka się leje, ludzie się przekrzykują, ilość kombinacji” kto z kim i gdzie” ciągle rośnie. Ostatecznie Michał decyduje się z Kokosem na Kazalnicę, a ja… dobieram szpej z Wadimem. Po cichu „wykolegowujemy” Łukasza z wycieczki… Parę minut po północy wszystko mamy gotowe i idziemy spać.

Pobudka niecałe 4h później nie jest łatwa. Czuć jeszcze trudy imprezy, kubek najpierw kawy, a potem herbaty nie pomaga. Dopiero  po wypiciu miski (!) wody z izotonikiem zaczynam odzyskiwać przytomność 🙂 W pierwszych promieniach słońca zaczynamy podchodzić pod Czarny Staw. Odbijając ze szlaku w lewo w stronę Owczej Przełęczy „podziwiamy” turystów śpiących pod… folią malarską 🙂 Przedzierając się przez kosówki i pionowe trawniki (trzymają!) osiągamy przełęcz o zaskakującej dla nas samych porze.We właściwą drogę ruszamy o 7:15.

 

Pomimo tego, że na początku jest łatwo – od razu ubieramy na siebie uprzęże i sprzęt. Chwilę później, jak teren się utrudni tylko wyciągniemy z plecaka parę metrów liny którymi się zwiążemy. Ku naszemu zdziwieniu, razem z trudnością pojawiają się spity: „Metallica jakaś czy co?!” Trójkowy na oko trawers z Doliną Żabią Białczańską pod nogami, po płytach, w butach podejściowych jest conajmniej… zajmujący. Mój rozpęd „wyhamowuje” uskok ze stanowiskiem zjazdowym. Przez chwilę kombinuję, czyby się nie zewspinać, ale wolę pokazać teren Wadimowi. Wspólnie decydujemy zjechać, zwłaszcza że wygląda na to, że 12m liny między nami wystarczy (nie trzeba wyciągać więcej z plecaka). Wadim zjeżdża pierwszy i… zaczyna się histerycznie śmiać. „Tu się można nieźle oszukać!” – taki wniosek wyciągamy z okapiku który podcina głaz, tworząc sporą przewieszkę.

 

 

Poniżej zjazdu teren znów prowadzi pod górę, choć trudności przedstawia raczej „żwirowe”. Chowamy linę do plecaka i naginamy „jak puszcza”. Oczywiście powoduje to, że ominiemy kilka obiektów w Grani, w tym Żabie i Kopę Spadową. Gdzieś w okolicy Kopy znów wyciągamy linę z plecaka, bo wydaje się że będzie potrzebna. Znajdujemy jednak obejście półkami (pod ścianą Kopy, od strony Moka) i głównie drżymy, żeby w parchatym żlebie nie zrzucić kamienia i nie uciąć pożyczonej liny. Po raz setny już przechodzę na stronę słowacką, robię delikatny trawers i kominkiem do góry. Czuję, że jest blisko szczytu, nie wiem tylko… którego dokładnie! Kominek rusza się dosłownie cały, jedyną litą ryskę wykorzystuję na iluzoryczną protekcję. Po chwili stoję w słońcu na szczycie. Rzut oka dookoła – „w kierunku jazdy” mam przed sobą jedną przełęcz i tłum ludzi na szczycie. Wątpliwości się rozwiewają – stoimy na Niżnych Rysach. Minęło 2h40min od startu z Przełęczy.

 

Oczywistym jest, że na Rysach nie zatrzymamy się nawet na minutę, dlatego też już teraz robimy 30min przystanek – kabanosy, czekolada, picie itd. Podziwiamy widoki, bo jednak panorama od Łomnicy, przez Gerlach, Galerię Gankową aż po Mięgusze musi robić wrażenie. Nie bez powodu zresztą wymieniam tylko te szczyty. Generalnie drogę robimy OSem – z obiektów tej Grani, Wadim był w życiu na Rysach, ja jeszcze – na Przełęczy Pod Chłopkiem. Z opisu/topo – mamy tylko pożyczony od Michała fragment Cywińskiego „jak trafić na Owczą” (bo pozostałe elementy Grani Michał zna…) Topografia absolutnie nie jest naszą mocną stroną. Do tego stopnia, że gdzieś po drodze przez chwilę zastanawialiśmy się, dlaczego Hińczowa Przełęcz i Hińczowa Turnia nie są po tej samej stronie masywu Mięguszy?!

Schodząc z Niżnych Rysów odkrywamy delikatnie pod szczytem, po słowackiej stronie piękny hotel – kolebę, w której nawet jest stara karimata 🙂 Dobrze wiedzieć, na wypadek jakiejś draki po wspinaniu na Spadowej albo Niżnych Rysach (zwłaszcza w zimie…) Przez Rysy przebiegamy, oczywiście wzbudzając conajmniej zainteresowanie turystów. Dopiero za moją namową Wadim odbija do szczytu, jednak z racji czarnych tłumów nawet nie próbujemy docierać do krzyża. Nie odklepawszy piku zaczynamy radośnie zbiegać granią w stronę Żabiego Konia. Za sobą słyszymy delikatne zdziwienie i konsternację naszym tempem 🙂 Sprawny marsz w dużej ekspozycji, przechodzący w podbiegi lub zewspinywanie się w dół sprawia nam wielką przyjemność. Do uskoku przed Żabim Koniem docieramy dokładnie w momencie, kiedy zespół startujący w drogę chce ściągnąć linę ze stanowiska zjazdowego. Wadim uprasza ich najpierw o to, żebyśmy mogli zjechać po ich linie, a potem – wyprzedzić. Dzięki temu oszczędzamy jedno klarowanie liny, ale wprowadzamy do stylu działania elementy kateringu 🙂

Przez grań Żabiego Konia przejeżdżamy jak czołg. Związani krótkim odcinkiem liny robimy wszystko na lotnej, wymijając jeszcze jeden zespół i doganiając na piku kolejny. Jest dokładnie godzina 12:00. Faktycznie, miejsce jest piękne i absolutnie warte swojej legendy. Wypraszam od Słowaków łyka wody i zanim koledzy ze startu drogi skończą pierwszy wyciąg – już rozpoczynamy zjazdy z tasiemek. Jak się okazuje, liny wystarcza na styk. Z tego miejsca – podziękowania dla Karo za posiadanie i wypożyczenie żyły 80m! Podobno mając krótszą linę da się też zjechać – robi się to bardziej do prawej (orograficznie) no i korzysta się z łańcucha a nie tasiemek.

 

Przez chwilę zastanawiamy się jak podejść na ŻTM – teren ściśle granią nie rokuje na poniżej IV. Trawersujemy w lewo i pakujemy się do kominka, o którym Michał zawsze wyraża się słowami „można obsrać zbroję”. My jakoś tego nie zauważamy – liczymy tylko, że za kominkiem teren nas puści. Już po raz któryś dzisiaj, po wyjściu za winkiel ukazują się nam pastwiska którymi można popylać. Idziemy po stronie słowackiej. Początkowo napieram w stronę grani, ale Wadim odciąga mnie do lewej, więc „jakoś tak” na Żabią Turnię Mięguszowiecką ostatecznie nie wchodzimy. Systemem półek docieram do miejsca, gdzie wspina się słowacki zespół. Krótka rozmowa i uświadamiam  sobie, że jesteśmy pod szczytem Wołowej Turni. Jeszcze tylko pytanie o trudności nad nami – napotkany Słowak mówi że II-III. Nasza reakcja pt „eeee to luz, to lecimy, cześć!” (oczywiście na żywca) znów wywołuje konsternację 🙂

Za Wołową Turnią naprawdę zaczyna nas łapać kryzys. Jestem głodny, chce mi się pić, coraz bardziej powłóczę nogami. Bezwstydnie zbaczamy z grani na stronę południową, żeby łapać łatwiejszy teren. Obiecujemy sobie „obiad na MSC”, tylko że… ten MSC jakoś nie chce się zbliżać. W którymś momencie zastanawiamy się, „czy na tego żandarma mamy wchodzić” i „przecież nie będziemy zaliczali wszystkich pipantów w grani!”. Na szczęście zwycięża poczucie przyzwoitości i Hińczową Turnię jednak zdobywamy 🙂

Przystanek na Czarnym Mięguszu przyjmujemy  z prawdziwą ulgą. Jest ok godziny 1400. Planując wycieczkę, o 14 mieliśmy mieć checkpoint na Przełęczy Pod Chłopkiem, więc jesteśmy trochę w plecy. Ale zmęczenie ostatniego odcinka naprawdę spowodowało, że traciliśmy czas. Decydujemy się zjeść większość zapasów, żeby mniej nosić i trochę podnieść poziom energii. Napotkany taternik częstuje nas kolejnym łykiem wody. Na koniec Wadim wyciąga cukierki miętowe, które okazują się świetnym patentem – przynajmniej przez chwilę uczucie pragnienia jest trochę mniejsze. Przed Przełęczą pod Chłopkiem znów olewamy zjazd i się zewspinujemy.

Grzejąc w stronę Pośredniego Mięgusza nachodzi mnie refleksja sprzed 4 lat. Jak to człowiek się rozwija…

Stoję na grani, związany liną, przelot z taśmy zarzucony na turnię obok. Żeby się przedrzeć, trzeba złapać turni przed sobą, zrobić krok nad przepaścią ziejącą naraz z Polski i Słowacji i się przewinąć. Dzień wcześniej zrobiliśmy z kolegą Orłowskiego na Mnichu w jakieś 5h. Stanowisko jakieś słabe, mocno kierunkowe i w ogóle to wieje wiatr… Wycofujemy się! Przelotu nie obciążyłem więc OS wciąż może kiedyś zaliczę, co nie?! 🙂

Dziś nie dość, że nie jestem związany liną, nie dość że nie mam baletek, to jeszcze przebiegając w tym samym miejscu rozmawiam z jakąś dziewczyną o wyższości turystyki nad wspinaniem w obliczu skręconej kostki 🙂 Za Pośrednim Mięguszem z kolei spotykamy Piotra Xięskiego z partnerem. Piotr pyta Wadima kiedy wpłynie sprawozdanie z Kaukazu… Jak to w zwyczaju, Z Igły Milówki nie zjeżdżamy tylko się zewspinujemy. Partner Piotra blednie, kiedy na pytanie „czy nie macie liny” słyszy lekceważące „mamy, ale nie chce nam się wyciągać bo zjazdy zajmują czas”. Kilka ruchów w dół po małych krawądkach, w „adidasach”, po całym dniu wycieczki i – jednak – w ogromnej ekspozycji podgrzewa atmosferę na tyle, że się opamiętujemy i na Mięguszowiecką Przełęcz Wyżnią zakładamy zjazd. Wypijamy napój energetyczny (jak się okazuje – kofeina pomaga zwalczyć resztki kryzysu spod MSC).  Potem szybko i znów na lotnej przechodzę Komin Martina (w adidasach wydaje się naprawdę trudne i przelotów natkałem niemało!). Stojąc „na żwirze” patrzymy sobie z Wadimem w oczy i znaczącym tonem wypowiadamy tylko pewne brzydkie słowo… Spoglądamy na grań od MSP i jeszcze raz powtarzamy głośno i wyraźnie – „Pałka była przegięta!”. Nie odważyliśmy się rozwiązać niemalże do Hińczowej Przełęczy 🙂

 

 

Do „Ministerstwa” liczyliśmy się dostać jakoś po 1600. Meldujemy się 10minut wcześniej (1550) i wlewa to w nasze głowy realną nadzieję na ukończenie wycieczki. W ramach wytłumaczenia turystom tego, co robimy wyciągam palec w kierunku północno-wschodnim: „idziemy granią od tamtąd”. Otrzymujemy od nich kubek herbaty. Nasze miny musiały być naprawdę nietęgie, bo widząc je, Kolega bez pytania nalewa nam drugi kubek! 🙂 Był to jednak ostatni przejaw kateringu na naszej trasie.

Legendy o zejściu z Mięgusza nie dają nam spokoju. Z tego powodu wybieramy obejścia (zamiast ostrza grani),  nie rozwiązujemy się z liny i co chwila robimy zdjęcia, żeby przed zimą mieć dokumentację zejścia. Z bliżej niezrozumiałego powodu, we właściwym miejscu zjazdu NIE zakładamy i zamiast tego rzeźbimy III-IV ścianki w adidasach, w dół, związani liną ale jakoś tak… bez przelotów. Mijamy „półkę ze świeżym obrywem” i już po chwili podziwiamy widok „Hińczowej Wprost” i Morskiego Oka prosto pod nami. Wykorzystujemy jednak ten moment tylko na to, żeby się rozwiązać i gnać dalej. Nareszcie znów przez chwilę możemy się poruszać granią i do zbaczania zmusza nas dopiero uskok nad Przełęczą pod Zadnim Mnichem. Tutaj, nauczeni doświadczeniem przez chwilę szukamy zjazdu. Znajdujemy tylko jeden stary hak, z którego zjechać się nie ważymy. Przez chwilę namawiam Wadima na Zadniego Mnicha, ten jednak przekonuje mnie, że zrobienie tej grani w 10h będzie o wiele fajniejszym wyczynem… Szybciutko przechodzimy grań Ciemnosmreczyńskiej Turni, słysząc… ludzi na Mnichu (którzy komentowali naszą obecność. Magia!)

Tuż przed Przełęczą nad Wrotami zaliczamy kolejny zjazd (nie, nie odważyliśmy się zewspinywać). Skończywszy zjazd wrzucamy do plecaka linę w postaci makaronu („przecież już nie będzie potrzebna!”). Nastrój finiszu udziela się już na całego i ostatnie metry grani przebiegamy. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy tuż przed Wrotami Chałubińskiego… napotykamy zjazd! Wyciągamy i klarujemy linę, która oczywiście schłamiona jest na maksa. Gdyby którykolwiek z nas, kiedykolwiek był na Wrotach Chałubińskiego, pewnie oszczędzilibyśmy ze 2 minuty na tej operacji… Ale OS to OS 🙂 Zjeżdżam jako pierwszy i wołam do Wadima, żeby się wypiął i biegł odklepać czas przy słupku geodezyjnym.

jest godzina 18:22. Zrobiliśmy Grań w 11h8minut.

Schodzimy zadowoleni i dumni z siebie, z lekkim niedowierzaniem przeżywając Przygodę jeszcze raz. W szale bitewnym konkludujemy, że zrobiliśmy drogę w czasie minimalnie ponad 10h, tyle też wpisujemy do książki. Nie dociera do nas, że tych godzin było jednak 11!! 🙂  Dochodząc do rozejścia szlaku na Szpiglas patrzę w prawo na Grań i… wybucham histerycznym śmiechem. Co-za-hektar-drogi!  W schronisku kupujemy zimne piwo, które wypijamy patrząc na całą Grań i czołówki które właśnie zapalają się w różnych miejscach MOKA, w tym – w ścianie MSW… Ależ fajnie było wrócić za jasności.

 

 

Fakty

3.09.2016. Grań Morskiego Oka, od Owczej Przełęczy do Wrót Chałubińskiego;  z pominięciem  Żabich Czub, Kopy Spadowej, Rysów (tłumy na samym szczycie… :)) oraz ŻTM. Czas 11h8minut. Wadim Jabłoński  i Wojtek Anzel

Sprzęt:

5 friendów (BD niebieski  – zółty), 5-6 kości offsetowych, 8 ekspresów górskich, parę taśm, lina 80m (przydatna w zjazdach z Żabiego Konia, choć jak zjechać z łańcucha to podobno wystarczy 60m); baletek brak, wody po 2L.

Pomoc z zewnątrz: 1x zjazd na cudzej linie, po 3 łyki wody 🙂

Od początku grudnia ubiegłego roku do końca kwietnia trwał konkurs ogłoszony z okazji 18 urodzin naszego Klubu.

Dla przypomnienia:

„Zasady są bardzo proste: do końca kwietnia następnego roku zdobywamy w warunkach zimowych wierzchołki tatrzańskie (mogą być także przełęcze, turnie, graniówki bądź inne, ciekawe Waszym zdaniem miejsca i trasy), robimy sobie na nich zdjęcie z flagą Sakwy (jeżeli ta oczywiście jest dla Was dostępna w danym terminie), a następnie dodajemy przejście za pośrednictwem formularza na stronie, wrzucając zdjęcia i dodając opis naszej przygody.”

W konkursie liczyły się przejścia turystyczne. Z uwagi na spore zainteresowanie komisja w składzie: Michał Czech, Kuba Kokowski i Marcin Gromczakiewicz, zdecydowała się również uwzględnić skiturowców. Celem było zachęcenie klubowiczów do poznania polskich i słowackich Tatr. Odzew z Waszej strony był olbrzymi. Ponad sto wpisów kwalifikujących się do konkursu! Komisja czeka jeszcze do niedzieli (29 maja) na wszystkich, którzy zapomnieli dodać do bazy swoje przejścia, a następnie ogłosi zwycięzców i przyzna nagrody.

Dostaliśmy bardzo dużo zdjęć, wszystkie są świetne i warte opublikowania dlatego załączamy „małą” galerię, którą wspólnie stworzyliśmy.

Johny | 13 marca 2016 boulder pompa zawody

Boulder Pompa VI

 

Witajcie!

Chcielibyśmy zaprosić was na VI edycję Sakwowych zawodów boulderowych Boulder Pompa.

 

Zasady uczestnictwa:

Z racji bardzo dużej popularności zawodów w ubiegłym roku, postanowiliśmy podzielić eliminacje na dwie grupy ( po max 60 osób). Zawodnicy będą mieli 1,5h na pokonanie 18 baldów w trzech stopniach trudności (6 łatwych, 6 średnich i 6 trudnych), które wyłonią finalistów: 5 panów i 5 pań.

Zapisy odbywają się tylko i wyłącznie drogą elektroniczną TUTAJ.

W eliminacjach może wystartować każdy, kto opłacił wpisowe 25 zł (ODLICZONĄ gotówką w dniu zawodów). Do finału wchodzą tylko członkowie Sakwy, oraz dawni członkowie Sakwy za okazaniem własnej legitymacji członkowskiej.

 

Program zawodów:

13:00– rozpoczęcie rejestracji i wydawanie pakietów startowych (baton, napój, owoc)

Eliminacje ( w przypadku niskiej liczebności poszczególnych grup organizator zastrzega sobie prawo do utworzenia jednej grupy startującej o 14.00):

13.30-15.00 Grupa I

15.30-17.00 Grupa II

 

17.30– WIELKI FINAŁ, a po nim afterparty ( Siedziba Akademickiego klubu Żeglarskiego przy ul. Reymonta)

 

Oznaczenie boulderów:

Start: startujemy oburącz z oznaczonego chwytu startowego; jeżeli jako startowe oznaczono dwa chwyty: należy startować jedną ręką z jednego, drugą – z drugiego; przed wykonaniem pierwszego ruchu należy oderwać całe ciało od ziemi (nie “skaczemy” do kolejnych chwytów ze startu).

Bonus: Zaliczenie bonusa polega na wyraźnym utrzymaniu jedną ręką chwytu bonusowego; jeżeli jednak zawodnik ukończył całego balda, to ma zaliczony bonus, nawet jeśli ominął go w trakcie wspinaczki.

Top: Ukończenie problemu (top) polega na utrzymaniu oburącz chwytu topowego. Niekiedy zamiast chwytu topowego może się pojawić również zaznaczony fragment ściany (wtedy należy na nim położyć obie dłonie) lub konieczność złapania no-handa w wyznaczonym miejscu.

Uprawianie wspinaczki może powodować ryzyko utraty zdrowia i życia nawet w przypadku respektowania wszelkich zasad bezpieczeństwa. W związku z czym uczestnicy zawodów zobowiązani są do bezwzględnego przestrzegania zasad regulaminu ściany wspinaczkowej CW Reni Sport oraz poleceń organizatorów i obsługi zawodów.

 

Dla zwycięzców (3 Pań i 3 Panów) przewidziane są nagrody rzeczowe nie podlegające wymianie w zamian za pieniądze. Ufundowane zostaną przez naszych sponsorów:

Polarsport, Moko, Headcrash, Epamir i ReniSport

 

Johny | 16 stycznia 2016 lawina lawinówka lawiny szkolenie lawinowe tatry

Zapisy na szkolenia lawinowe

Ahoj. Zima w pełni i wiele osób chciałoby wziąć udział w szkoleniu lawinowym. Jak co roku odbędą się one we współpracy z fundacją Anny Pasek. Dostępne są poniższe terminy.


12-14.02. I stopień

cena

– przy ilosci 9-12 osob – 250 zl/osoby
– przy ilosci 13-15 osob – 230 zl/osoby
– przy ilosci 16-18 osob – 220 zl/osoby
-przy ilosci 19-21 osob – 210 zl/osoby
w praktyce będzie 150zł zaliczki + dopłata do powyższej kwoty na miejscu

4-6.03 II Stopień
Na ten kurs mogą zapisać się tylko osoby które będą miały w tym czasie ukończony I stopień.
cena to 250zł (200zł zaliczki i 50zł dopłaty na miejscu)

Jak zapełni się termin 12-14.02 i nadal będą chętni mamy możliwość wzięcia mniejszej grupy osób na I stopień  w terminie 5-7.02. Osoby którym termin 12-14.02 kategorycznie nie pasuje, a są zainteresowani 5-7.02 prosimy o pisanie maila na kontak@sakwa.agh.edu.pl

Kursy odbędą się w Dolinie Rybiego Potoku w rejonie Morskiego Oka. Cena nie pokrywa transportu, wyżywienia i noclegu – to we własnym zakresie.
Zapisać mogą się tylko osoby będące pełnoprawnymi członkami Sakwy (aby się zapisać, trzeba być zalogowanym).
Link do zapisów Zapisy lawinowe 2016
Wkrótce pojawią się dane do przelewu.
Johny | 20 listopada 2015 wybory zarząd

Wybory do zarządu Sakwy

Dnia 19 listopada 2015 roku odbyły się wybory do zarządu naszej organizacji.

Spośród 10 startujących osób, zostało wybranych 6 nowych członków zarządu. Nowym prezesem został Wadim Jabłoński. V-ce prezesami-Dominika Toch i Dorota Wacławczyk. Ponadto po podliczeniu wszystkich głosów do zarządu trafili także: Michał Czech, Marek Drabik oraz Wojtek Stanek.

Ustępującym władzom serdecznie dziękujemy za cały kolosalny wkład w rozwój Sakwy. Kubie Kokowskiemu dziękujemy za prawie dwa lata bycia prezesem i ogarnianie dosłownie wszystkiego. Kasi Cieślak, którą większość z nas zna z procesu rekrutacji dziękujemy za każdą papierkową robotę, za każde ustalone slajdowisko i całą logistykę wewnątrz zarządową. Każdy wie że Kasia zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie dla każdego większego czy mniejszego problemu. Dziękujemy także Radkowi Popkowi, dobrej duszy bez której moglibyście tylko pomarzyć o fajnych kubkach, koszulkach, smyczkach i innych gadżetach. Bez niego także nie bylibyśmy widoczni na Targach Organizacji Studenckich a kiedy pełnił funkcję sprzętowego wszystko zawsze dogrywał na „tip top”. Dziękujemy Błażejowi Obozie bez którego nasze zawody Boulder Pomba nie miałyby racji bytu. Dziękujemy Ci za każdy problem który udało Ci się nakręcić podczas przygotowań oraz za organizację Integracji w roku 2014. Podziękowania należą się także Dominikowi Cyranowi za każde zorganizowane szkolenie z Pierwszej Pomocy a także każdą pomoc przy organizacji niejednego wydarzenia. Gosi Pietruszce za każdą wykonaną grafikę, każde ustalenie prezentacji oraz dzielne ogarnianie procesu rekrutacji w tym roku. Sabinie Franczyk dziękujemy za zaangażowanie w poszukiwanie sponsorów oraz wkład w ustalanie grafika prezentacji.

Wszyscy swoim zaangażowaniem i uporem dążenia do celu postawiliście nam- nowemu zarządowi wysoką poprzeczkę, ale mamy nadzieję że podołamy wyzwaniu i że SAKWA zyska jeszcze więcej.

DZIĘKUJEMY!

Johny | 17 listopada 2015 integracja

Integracja w Dolinie Chochołowskiej

Opcji na dojście do schroniska zlokalizowanego w Dolinie Chochołowskiej jest praktycznie tyle ilu jest sakwowiczów. Czy to przez Rohacze, Grześ, Rakoń, Przełęcz Iwaniacką, Grań Główną, można zaliczyć wcześniej drytool na Górze Wdżar albo jechać w Słoneczne( tak dokładnie te Słoneczne :D) po cyrfę… . Można dojść na piechotę, podjechać na rowerze albo po prostu idąc niekończącym się asfaltem wystawić rękę i zajechać pod same drzwi schroniska stopem. Oto jak SAKWA AGH opanowała w sobotę Tatrzańskie (i nie tylko) szlaki! 😀

Czerwonymi Wierchami od Kuźnic postanowili dotrzeć do Chołowskiej Marcin, Łukasz, Kuba i Kamil. Po drodze widzieli uwaga- aż 14 kozic!

Tuż obok Nowego Targu znajduje się stary kamieniołom andezytu zlokalizowany na Górze Wdżar. Sabina, Piotrek, Kuba, Tomek i Tośka postanowili potrenować tam drytoolowo. Ekipa wygrała życie tego wieczoru łapiąc się na stopa pod same drzwi schroniska. Na następny dzień razem z Dominikiem, Marcinem, Łukaszem i Wadimem udali się na eksplorację jaskiń w Dolinie Kościeliskiej.  Na Górze Wdżar stawił także team Wacławczyk-Wojsa którzy do schroniska zajechali na rowerach.

  Michał Czech razem z Kolegą, również Michałem przeszli grań od Wołowca do Kończystego. Na drugi dzień razem z Kubą Kokowskim postanowili poszukać śladów górniczej działalności znajdując XIXw sztolnię.

 

Opcją aby dobrze spędzić przed integracyjny dzień jest także bieganie po górach. Konrad Bąk  zdjęcia podczas biegu pod Jarząbczy nie zrobił bo jak przyznaje tak „wiało że w 10 min mi końcówka od rurki z bukłaka zamarzła a ty o zdjęciach !” .

Nie trzeba jechać dopiero w Sobotę w Tatry. A co jeśli wybrać się kilka dni wcześniej i posiedzieć dłużej? W czwartek z takim pomysłem i celem zdobycia Grani Kościelców pojechali w góry Marcin, Łukasz i Dominik. Udało się! Bo przecież kto powiedział że sezon letni kończy się jesienią? 🙂

Tzw „okolice Ewy Kardasińskiej” na czele z samą zainteresowaną, Gabi, Ewką, Kubą oraz Dominikiem i Łukaszem zawędrowali drogą pod Reglami doszli za Siwą Polanę, potem przez małe Koryciska wspięli się na granicę dalej do Chochołwskiej ślizgali się granicą przez Furkaskę na Juraniową przełęcz, Bobrowiec, Jamborowy Wierch do Bobrowieckiej Przełęczy i dalej do schoniska.

 

 

Marek niestandardowo zamarzył sobie zwiedzanie okolic Zakopanego. Razem ze znajomym zdobyli także Sarnią Skałkę.

12255170_917268795034756_1371869019_o

Justyna razem z Michałem stwierdziła że wykorzystają na swoją dobrą formę i postanowili przed Tatrami jechać na Jurę w rejon „słonecznej cyfry”. Życiówek nie było ale na integrację dojechali 🙂

Przez Trzydniowiański Wierch a następnie Kończysty hasała Aśka, dwóch Szymków, Kamil, Dominik, Karol, Grzesiek i Marek. Ostatni trzej kontynuowali wycieczkę przez  Jarząbczy Wierch na Wołowiec, tam znowu się rozdzielili, Grzesiek postanowił załoić jeszcze Rohacza.

  Team w składzie Magda, Mikołaj, Paweł, Aleks i Maciek postanowili załoić najambitniej- podczas sprzyjającego okna pogodowego udało im się stanąć na Rohaczu Ostrym, Płaczliwym i wszystko szło by jak po maśle gdyby nie przedzieranie się w kosówce po nocy na niepozornym Grzesiu aby znaleźć szlak.

W tym roku nasza integracja odbyła się 14 listopada. Przewidywany warun na ten dzień nie był najpiękniejszy ale jak widać chcieć to móc i niejednym udało się przeżyć górską przygodę. Kiedy już wszyscy zebraliśmy się przy jednym stole, popłynęła muzyka z gitary i bębenka. Integracja trwała do późnych godzin i mamy nadzieję że przez ten czas udało Wam się poznać przynajmniej jedną nową osobę. Jeżeli tak się nie stało zachęcamy do ciągłej integracji. Jeździjcie razem w góry, wspinajcie się, rozmawiajcie i poznawajcie!  Razem Twórzmy historię Sakwy! Bo z góry widać więcej!