Johny | 1 czerwca 2016 Kirgistan

W dzikim Kirgistanie

Wpis pierwotnie opublikowany na stronie: podroznawynos.pl

Kirgistan – kraj, którego 93% powierzchni zajmują góry, a średnia wysokość to 2700 m n.p.m. Kraj, którego mieszkańcy wciąż prowadzą koczowniczy tryb życia, a ich największym przysmakiem jest baranie oko. Kraj, w którym wciąż odnaleźć można dzikie, nieskażone cywilizacją rejony. Lepiej być nie może! Jedziemy.

DSC_0500
Góry, konie i dzikie przestrzenie – kwintesencja Kirgistanu.

Celem wyprawy stał się dziewiczy region Kuiluu. Dysponując wyłącznie starymi sowieckimi mapami, wyruszyliśmy w nieznane. Pora na prawdziwą przygodę!

Nasi kirgiscy przewodnicy zdjęli z konia ostatni plecak. Wskazali na lodowiec i powiedzieli, że dalej trzeba pieszo. Życzyli nam powodzenia. Uścisnęliśmy sobie dłonie i każdy ruszył w swoja stronę. Zostaliśmy sami. Tylko my, 3 studentów i ogromny, wręcz przytłaczający majestat gór – dzikich gór.

DSC_0524
Czas ruszyć w nieznane.
Kirgizi powiedzieli, że przed nami odwiedziło ich w tym roku 6 wspinaczy z Litwy. Czyli jednak rejon nie jest aż tak dziki jak myśleliśmy?

Zarzucam ogromny plecak, stękając pod jego ciężarem przyzwyczajam organizm do wysiłku i ruszam przed siebie. Podchodzimy pod lodowiec, gdzie zakładamy „Base Camp”. Altimetr w zegarku pokazuje 3500 m. Trzeba jeszcze raz pokonać całą drogę, mamy tyle rzeczy, że nie jesteśmy w stanie przenieść wszystkiego za jednym zamachem.

Jeszcze pierwszego dnia podchodzimy nieco piargiem do góry, aby zyskać lepszy widok na okolicę. Staramy się zlokalizować szczyty, które są zaznaczone na Sowieckich mapach. Szukamy również celu na kolejne dni. Jako pierwszy pod nasze oko pada „Mnich”, wzniosła iglica.

DSCN9066Wyżej wspomniany „Mnich”.

Niestety, a może na szczęście próba zdobycia zakończyła się wycofem. Było bardzo krucho i nieprzyjemnie, dużo trudniej, niż wydawało nam się poprzedniego dnia. Jednak wszystko ma swoje plusy. Po przeciwnej stronie lodowca zauważamy z pozoru łatwy do zdobycia szczyt. Jednogłośnie nazywamy go „Babią Górą”.

DSC_0525
Magda z Łukaszem wpatrują się w „Babią Górę”.

Kolejnego dnia przenosimy wyżej nasz obóz. Za moreną znajdujemy dość spory kawałek płaskiego terenu. Nawet rośnie tam trawa!

 DSC_0530
Widok na „Mnicha” i „K2″ z naszego nowego obozu.

Czas na atak szczytowy. Wstajemy o 3 w nocy i wyruszamy. Na początku sporo piargiem, następnie wiążemy się i wchodzimy na lodowiec.

DSC_0533
Czas zawiązać węzły!

Bez wcześniejszej znajomości drogi, bez żadnego szlaku idziemy przed siebie. Kopny śnieg na lodowcu skutecznie maskuje szczeliny, które prowadzący Łukasz stara się sondować przy pomocy kijka. Udaje mu się to nadzwyczaj dobrze. Nikt nie wpada do lodowej paszczy. Bezpiecznym slalomem pokonujemy biały tor przeszkód.

DSC_0547
W drodze na szczyt.

Najtrudniejsze na trasie, okazuje się dość strome miejsce na grani. Wywiany śnieg spowodował, że szliśmy po żywym lodzie. Odpowiednio użyte raki i czekan zrobiły swoje. Bezpiecznie wdrapaliśmy się po tym szklanym odcinku. Dalej już łatwy odcinek po skale i końcówka po płaskim lodowcu. Udało się! Jesteśmy na szczycie! GPS pokazuje 4749 m n.p.m.

DSC_0561
„Babia Góra” 4749 m zdobyta!

Długo cieszymy się tą piękną chwilą. Pogoda jest dobra, wiatr i zimno nie dokuczają nam. Robimy zdjęcia rozglądając się za kolejnym celem.

DSC_0568
Zejście przez lodowiec.

Bezpiecznie schodzimy do obozu i zapadamy w długi sen. Nocą przychodzi załamanie pogody, spada ok 10 cm świeżego śniegu. Ranek wita nas białym dywanem. Góry wyglądają niesamowicie. Jest magicznie. Słońce pięknie podkreśla majestat świeżo przysypanych szczytów.

 DSC_0569
Poranny widok z namiotu.
DSC_0572
Nasz obóz.

Tego dnia Magda nie czuje się najlepiej. Czyżby choroba wysokościowa? Dziewczyna zostaje odpoczywać w namiocie.

DSC_0582
Kto mówił, że w górach musi być niewygodnie?

DSC_0573
Czas ruszać dalej.

Ja z Łukaszem wyruszamy do góry, aby poszukać miejsca pod kolejny obóz oraz wynieść tam część sprzętu. Gdy wspinamy się wzdłuż moreny słyszymy wielki huk. Lawina! Trzeba uważać, góry przypominają nam o tym, jak są niebezpieczne. Zakładamy depozyt i wracamy do namiotu.

Kolejnego dnia przenosimy obóz wyżej. Śpimy już na 4300 m n.p.m. Noc nie należy do najprzyjemniejszych. Łukasz sapie jak parowóz, bardzo ciężko jest mi zasnąć. Wysokość robi swoje.

Gdy jednak wstajemy rano i wyglądamy z namiotu morale rosną. Jest niesamowicie!

DSC_0803
Nasz najwyższy obóz.

Szybko decydujemy się, aby podejść chodź na przełęcz i rozeznać drogę na „Pempiesławski Pik”, 5-cio tysięcznik.

DSC_0602
Trzeba pokonać kolejny lodowiec. Po prawej „Pik SAKWA”.

Po 3,5 godziny torowania drogi w kopnym śniegu dochodzimy na przełęcz. Wieje niemiłosiernie, lecz czujemy się nadzwyczaj świeżo. Szybka dyskusja i próbujemy zdobyć niedaleki szczyt. Droga jest mocno skalista i krucha, ale szczęście nam sprzyja. Udało mi się wypatrzyć śnieżny żleb, prawdopodobnie jedyne nie-wspinaczkowe wejście na „Pik SAKWA”.

DSC_0609
Żleb, którym zdobywaliśmy szczyt.
DSC_0610
Już prawie na szczycie!

GPS pokazuje 4852 m. Widoki powalają z nóg. Udziela nam się niesamowita magia tego miejsca, trudno opisać naszą radość.

DSC_0615
Kolejny szczyt zdobyty!

Robimy zdjęcia i dyskutujemy nad najbardziej optymalną trasą wejścia na 5-cio tysięcznik. Największą przeszkodą wydaje nam się być wielka pozioma szczelina. Liczymy jednak na znalezienie jej „pięty Achillesowej” i pokonanie tej trudności.

DSCN9178
Następny cel – „Pempiesławski Pik”

DSC_0618
Nasze ślady na lodowcu.

Następny dzień poświęcamy na odpoczynek. Śpimy długo i dużo jemy. Nabieramy sił przed ostatnim atakiem szczytowym. Nie wiem dlaczego, ale cały czas trwa we mnie wewnętrzna walka. Iść jutro na szczyt, czy odpuścić? Czy nie osiągnęliśmy już wystarczająco dużo?

DSC_0687
Góry Kuyluu o brzasku.

Wstajemy o 3:30. Wsuwamy po liofie i ruszamy na przełęcz. Tym razem droga zajmuje nam dwukrotnie mniej czasu niż ostatnio. Aklimatyzacja i znajomość trasy robi swoje. Odpoczywamy chwilę w lodowej grocie i ruszamy dalej.

DSC_0798
Lodowa jaskinia.

Wielka szczelina nie blokuje naszej drogi. W środku jest dużo śniegu, przechodzimy bezpiecznie po jej dnie.

DSC_0702
Widoki na dalszą część ogromnej szczeliny.

Po pokonaniu tej przeszkody idziemy dalej lodowcem. Wkrótce go opuszczamy i ruszamy skalnym terenem. Na wysokości ok 4900 m pogoda zaczyna się psuć. Zawracać, czy jednak spróbować zdobyć szczyt?

Może to było głupie, ba to było bardzo głupie, ale nie zrobiliśmy nic. Wykopaliśmy w lodzie platformę, gdzie zdecydowaliśmy się siedzieć pół godziny i popatrzeć, jak zmienia się pogoda.

DSC_0713
Czekając na „oklaski”?

Przewidywane przez nas załamanie nie nadchodziło. Co więcej niebo zaczynało się nawet klarować. Decydujemy się uderzyć na szczyt. Wysokość daje się mocno we znaki, ale nie poddajemy się.

DSC_0725
Na hasło „robię zdjęcie” wszyscy padali na ziemię, aby złapać chwilę odpoczynku.

Ok 13 meldujemy się na wierzchołku! 5203 m!

DSC_0750„Pempiesławski Pik” zdobyty!

Widzę, że z Magdą nie jest najlepiej, zaczyna mówić sama do siebie. Choroba wysokościowa, trzeba jak najszybciej schodzić na dół. Kilka zdjęć i bez ociągania ruszamy w drogę powrotną. Na szczęście, po utraceniu wysokości wszystkie objawy mijają. Zasada, że najlepszym lekarstwem na wysokościówkę jest szybkie zejście sprawdza się wyśmienicie.

DSC_0778
Z powrotem przez wielką szczelinę.
DSC_0779
U góry byliśmy, szczyt zdobyliśmy.
DSC_0790
Powrót do obozu.

Po powrocie do namiotu pogoda momentalnie się załamuje.

Kolejnego dnia góry nas nie rozpieszczają. Pakujemy obóz i w nie sprzyjającej aurze rozpoczynamy zejście. Po drodze dzwonimy z telefonu satelitarnego, aby zorganizować transport powrotny oraz uspokoić rodziców.

DSC_0819
Do widzenia Kuiluu! A może, do zobaczenia?

Po wielu godzinach wyczerpującego marszu z ciężkimi plecakami dochodzimy do kirgiskiego domu w dolinie.

DSC_0824
Zmęczeni, ale szczęśliwi.

Po drodze Magdzie udaje się znaleźć róg Koziorożca Syberyjskiego!

DSC_0187
Koziorożce Syberyjskie w parku narodowym Ala Archa.

Nie było łatwo. Wysokość, góry, problemy żołądkowe dawały nam się we znaki. Z pewnością jednak było warto! Pierwsza SAKWowa ekspedycja w region Kuylu zakończyła się ogromnym powodzeniem. Podczas 10 dni akcji górskiej udało nam się założyć 3 obozy i zdobyć 3 szczyty:
-Babia góra – 4749 m,
-Pik SAKWA – 4852 m,
-Pempiesławski Pik – 5203 m.

Nigdzie nie udało nam się znaleźć nazw tych wierzchołków, więc nadaliśmy je sami. Nie wiemy czy były dziewicze.

DSC_0818
Ślady poprzedniej ekspedycji w region Kuyluu.

Wierzę jednak, że przynajmniej na jeden z nich wdrapaliśmy się jako pierwsi, a już na pewno jako pierwsi Polacy.

3 minutowy film z wyjazdu: film

Nikomu, kto uczestniczył w warsztatach prowadzonych przez Waldka Niemca podczas La Jura Jura 2016 nie trzeba mówić o jakości i profesjonalizmie przekazywanej wiedzy. Prowadzone przez niego szkolenie przyciągnęło zarówno początkujących jak i bardziej obeznanych z tematem wspinaczy. Dlatego na pewno ucieszy was fakt, że Sakwa rozpoczęła współpracę ze Szkołą Wspinania „Kilimanjaro”, prowadzoną właśnie przez Waldka i Piotrka Sztabę.

Każdy klubowicz może liczyć na 5% zniżkę na wszystkie szkolenia. Dodatkowo jeśli zbierze się grupa 4 osób (kurs skałkowy) lub 3 osób na kurs taternicki zniżka powiększa się o kolejne 10%, co razem daje 15% zniżki.

Gorąco polecamy!

Więcej informacji na stronie internetowej

Johny | 1 kwietnia 2016 Dolomity góry lodospady zima

Sylwestrowe Dolomity

Wpis pierwotnie opublikowany na stronie podroznawynos.pl

 

Berlingo wypełniony po brzegi. Cudem domykamy bagażnik, siadamy i w drogę! SAKWA jedzie w Dolomity!

DSC_0007

To wszystko się tu zmieściło?

Podróż mija bezproblemowo, o 6 rano meldujemy się w włoskiej miejscowości Sappada. Spoglądają na nas pięknie wylane lodospady. Szybkie śniadanie i wyruszamy zawojować pierwszy cel wyjazdu.

DSC_0029
Lodospady czekają!

Samo dostanie się pod lód nie jest takie proste. Nad rzeką rozciągnięta jest metalowa linka, do której wpinamy się karabinkiem i ruchem posuwisto zwrotnym przesuwamy na drugą stronę.

DSC_0016
Wadim na mostku linowym.

Tam Łukasz próbuje swojego pierwszego prowadzenia w trójkowym lodzie. Idzie bardzo dobrze, do momentu gdy na polu walki pojawia się Adam Wojsa.

„Idź dalej na lewo, tam jest fajne stanowisko, z którego można zrzucić wędki.”

Biedny Łukasz posłuchał, nie biorąc pod uwagę, że wypstrykał się już z wszystkich dobrych śrub lodowych. Udało się, ale Stempek miał bardzo przyśpieszone bicie serca i nabrał sporej awersji do lodospadów.

DSC_0066
Trzeba było asekurować się z poręczówki.

Cały dzień upłynął nam na przyjemnym dziabaniu w świetnym lodzie. Wieczorem rozkładamy cygańskie obozowisko. Dobre jedzenie, muzyka, pogaduchy i coś mocniejszego umilają zimny wieczór.

DSC_0098
Cygańskie obozowisko.

Niestety, część zespołu dopadła grypa żołądkowa. Dorota chorowała już pierwszego dnia, Adama złapało w nocy.

Kolejny dzień również upływa nam na dziabaniu lodu. Próbuję swojego pierwszego prowadzenia w zamarzniętej wodzie. Pod koniec spada mi rak :(, co udaremnia czyste przejście. Muszę przyznać, że jest w tym sporo masochizmu ;).

DSC_0040
Dwa dni na „nordwandzie”, bez promyka słońca :(.
DSC_0093
Nocne wspinanie.

Niestety Adam i Dorota ze względu na całkowity brak sił po grypie i chęci do kontynuacji Dolomickiej przygody decydują się wrócić do Polski.

U nas „Klątwa Wojsy” zbiera coraz większe żniwo. Problemy żołądkowe dopadają wszystkich, z mniejszym lub większym sukcesem.

Kolejny dzień mija nam na jeżdżeniu po Dolomitach, zdychaniu i powolnym kurowaniu się. W pewnym momencie, gdy morale są na bardzo niskim poziomie Wadim krzyczy „Stop!”. Zatrzymujemy się w kameralnej pizzeri. Dużo lokalsów i ogromna pizza za 6 euro, sprawia, że morale wracają do zespołu. Szczęśliwi i z pozytywnym nastawieniem jedziemy rozbić namiot w krzonie.

Z rana szybki wypad po świeże pieczywo i hop w góry. Sylwestra zamierzamy spędzić w jednej z ogólnodostępnych chatek – bivaco. Cena do jakości – milion.

DSC_0106
Tu spędzamy sylwestra.

Oczywiście za darmo, a jakość, co tu dużo mówić. Kominek, stoły, kuchnia woda, wszystko co potrzeba. Zostawiamy tam nasze rzeczy i wyruszamy na szybką wycieczkę.

DSC_0114

Szybki trekking w Dolomitach. Śniegu brak :(.

 

DSC_0128
Prawie cała ekipa.

Niesamowite widoki i wesoła atmosfera wprowadzają dobry klimat do sylwestrowej zabawy. Ta była przednia. Cały gar świeżo przygotowanej carbonary Stempka i 9 litrów włoskiego wina zadbały o dobre humory. Pospaliśmy do późna, a pierwszego dnia nowego roku… Opalaliśmy się na wysokości 1800m.

DSC_0161
1 styczeń 2016 r :).

Co dobre jednak zawsze się kończy. Zwijamy się do samochodu, jedziemy do pizzeri. Tam pada kolejny cel – Cimon della Pala – Matterhorn Dolomitów. Robimy szybki przepak. Swoją drogą, chyba pół wyjazdu schodzi nam na przepaki…

Jedziemy pod nieczynne schronisko, gdzie wskakujemy do naszych ciepłych puchowych śpiworów, aby złapać chwilę snu. Wstajemy grubo przed świtem. Śniadanie i wyruszamy.

DSC_0187
Wschód Słońca.

Na początek szlak, później dość trudna via ferrata.

Piotrek na via ferracie.

Po 4 godzinach meldujemy się w bivaco Fiamme Giale (3005m). Tu niestety zaczyna psuć się pogoda. Zostajemy na chwilę w metalowej puszce. Krótka dyskusja i decyzja. Idziemy do góry.

DSCN0603
Bivaco Fiamme Giale, warun nie rozpieszcza…

Piargiem pod start drogi prowadzi Łukasz. Jego miłość do wszelakiego parchu i zła widoczność spowodowała, że wbiliśmy się w złą drogę. Idziemy, wspinamy się, jest dość krucho. Jest jakiś szczyt… Okazuje się jednak, że zły.

DSC_0229
SAKWA na przed wierzchołku.

Wbiliśmy się na przed wierzchołek właściwego Cimona. Góry jednak wynagradzają nam podjęty wysiłek. Chmury na moment rozwiewają się ukazując piękne widoki.

DSC_0241
Chwilowa poprawa pogody.

Jest już dość późno, decydujemy się na wycof. Zjazdy dla 5 osób zajmują dużo czasu.

DSCN0621
Wadim z Łukaszem szykują się do zjazdu.

Po zmroku wszyscy wracamy do bivaco i pada pytanie, co dalej? Ja i Łukasz chcemy zostać na noc, Wadim i Sabina schodzić. Piotrek zachowuje neutralny grunt. Na szczęście dla każdego znalazł się argument, aby spędzić noc na 3 tysiącach. Nie mieliśmy śpiworów, na szczęście bivaco było wyposażone w sporo koców. Po zrobieniu uszczelnienia drzwi nadliczbowymi materacami i gore-texem Stempka udało nam się nagrzać wnętrze do 14 stopni!

DSC_0247
Całkiem przytulnie :).

Na zewnątrz była w tym czasie śnieżyca, bardzo mocny wiatr i ok minus 10 stopni. Większym problem był jednak brak wody. Wkładaliśmy śnieg do butelek, pakowaliśmy je pod koc i ciepłem własnego ciała uzyskaliśmy wodę. Klimat był niesamowity! Mała metalowa puszka, 5 osób, świeczka, muzyka… Jedna z najciekawszych nocy w niesamowitym miejscu jaką miałem okazję spędzić.

DSCN0637
Nasze schronienie o poranku.

Rano wita nas piękne słońce. Zjazdy ferratą i zejśicie do auta w bardzo dobrej pogodzie zabierają nam 7 godzin… Dobrze że zostaliśmy na noc u góry.

DSC_0251
Czas na dół!
DSC_0265
Towarzyszą nam wspaniałe widoki.
DSC_0279
Pełen skład, jeszcze będzie trzeba tu wrócić…
DSC_0286
Piękny zachód Słońca.
DSC_0289
Powoli czas wracać…

Sylwestrowy wyjazd powoli zbliża się ku końcowi. Aby aktywnie spędzić ostatni dzień w dolomitach decydujemy się na drytooling. Jedziemy do miejscowości Campitello di Fassa. Z dala od cywilizacji znajdujemy ciche miejsce gdzie rozbijamy nasz namiot i robimy całkiem zacną imprezę ;). Nazajutrz głowy trochę ciężkie ale twardo udajemy się do groty.

DSC_0335
Grota w całej okazałości.

Tu bicki sprężają się do granic możliwości. Każdy z nas łapie za dziaby i z mniejszym lub większym sukcesem próbuje swoich sił.

DSC_0315
Wadim na Attraverso Pian (D8).

Pozostali również wspinają sie na łatwiejszych, połogich rutach, ale okazują się one bardzo zdradzieckie… Po prostu nie ma stopni, nie ma chwytów, trzeba się skradać po połogich płytach. Zniechęceni wstawiamy się w drogę Wadima. Łukasz wypowiada wtedy, tak ważne później dla niego słowa…

Deklaracja Łukasza – film

Kostek nadal nie zrobiony, naliczamy tygodnie ;).

Pakujemy się, jedziemy do Bolzano na pożegnalną pizzę i wracamy do Polski. Bardzo udany wyjazd w świetnej atmosferze. Wyszło również dość tanio, z przejazdem ok 600 zł / osobę ;).

Johny | 13 marca 2016 boulder pompa zawody

Boulder Pompa VI

 

Witajcie!

Chcielibyśmy zaprosić was na VI edycję Sakwowych zawodów boulderowych Boulder Pompa.

 

Zasady uczestnictwa:

Z racji bardzo dużej popularności zawodów w ubiegłym roku, postanowiliśmy podzielić eliminacje na dwie grupy ( po max 60 osób). Zawodnicy będą mieli 1,5h na pokonanie 18 baldów w trzech stopniach trudności (6 łatwych, 6 średnich i 6 trudnych), które wyłonią finalistów: 5 panów i 5 pań.

Zapisy odbywają się tylko i wyłącznie drogą elektroniczną TUTAJ.

W eliminacjach może wystartować każdy, kto opłacił wpisowe 25 zł (ODLICZONĄ gotówką w dniu zawodów). Do finału wchodzą tylko członkowie Sakwy, oraz dawni członkowie Sakwy za okazaniem własnej legitymacji członkowskiej.

 

Program zawodów:

13:00– rozpoczęcie rejestracji i wydawanie pakietów startowych (baton, napój, owoc)

Eliminacje ( w przypadku niskiej liczebności poszczególnych grup organizator zastrzega sobie prawo do utworzenia jednej grupy startującej o 14.00):

13.30-15.00 Grupa I

15.30-17.00 Grupa II

 

17.30– WIELKI FINAŁ, a po nim afterparty ( Siedziba Akademickiego klubu Żeglarskiego przy ul. Reymonta)

 

Oznaczenie boulderów:

Start: startujemy oburącz z oznaczonego chwytu startowego; jeżeli jako startowe oznaczono dwa chwyty: należy startować jedną ręką z jednego, drugą – z drugiego; przed wykonaniem pierwszego ruchu należy oderwać całe ciało od ziemi (nie “skaczemy” do kolejnych chwytów ze startu).

Bonus: Zaliczenie bonusa polega na wyraźnym utrzymaniu jedną ręką chwytu bonusowego; jeżeli jednak zawodnik ukończył całego balda, to ma zaliczony bonus, nawet jeśli ominął go w trakcie wspinaczki.

Top: Ukończenie problemu (top) polega na utrzymaniu oburącz chwytu topowego. Niekiedy zamiast chwytu topowego może się pojawić również zaznaczony fragment ściany (wtedy należy na nim położyć obie dłonie) lub konieczność złapania no-handa w wyznaczonym miejscu.

Uprawianie wspinaczki może powodować ryzyko utraty zdrowia i życia nawet w przypadku respektowania wszelkich zasad bezpieczeństwa. W związku z czym uczestnicy zawodów zobowiązani są do bezwzględnego przestrzegania zasad regulaminu ściany wspinaczkowej CW Reni Sport oraz poleceń organizatorów i obsługi zawodów.

 

Dla zwycięzców (3 Pań i 3 Panów) przewidziane są nagrody rzeczowe nie podlegające wymianie w zamian za pieniądze. Ufundowane zostaną przez naszych sponsorów:

Polarsport, Moko, Headcrash, Epamir i ReniSport

 

Johny | 7 lutego 2016 drytooling trytool wspinanie zakrzówek

Trytool 2016

W sobotę 6 lutego na krakowskim Zakrzówku odbył się Trytool, czyli tradycyjny meeting drytoolowy organizowany przez KW Kraków. Przez cały dzień trwały warsztaty prowadzone przez ekspertów, od których można było dowiedzieć się wiele na temat wspinaczki zimowej, drytoolingu oraz bezpieczeństwa. Dodatkowo rozegrane zostały towarzyskie zawody drytoolowe.

Jak to czasem bywa, nie wszyscy zadeklarowani klubowicze wzięli udział w zawodach. Jednych dopadły kontuzje, innym nie chciało się rano wstawać, a jeszcze inni woleli pójść na baldy do Nory zamiast uprawiać prawdziwą wspinaczkę. Pomimo sporego odsiewu, śmiało powiedzieć że SAKWA rządziła na Trytoolu, stając na podium we wszystkich kategoriach.

Zawody rozpoczęły się od konkurencji zespołowej. Organizatorzy przygotowali kilkanaście dróg o różnych stopniach trudności. Przeważały głownie drogi proste, a liczyła się przede wszystkim taktyka. Sukces odniosły te zespoły, które zrobiły jak najwięcej dróg w krótkim czasie, na drugie miejsce odkładając styl. Oczywiście nie obyło się bez kilku uwag i wątpliwości, na szczęście zarówno sędziowie jak i zawodnicy rozumieli ideę zawodów i na pierwszym miejscu stawiali dobrą zabawę. W kategorii męskiej zwyciężył zgrany Sakwowy duet o nazwie „ItakSięNiePrzełożyNaTatry” w składzie Kuba Kokowski i Kuba Ciechański, którzy w ciągu 3 godzin pokonali aż 8 dróg! Miejmy nadzieję że ich tempo jednak się na Tatry przełoży i następnym razem noc nie zastanie ich w połowie ściany na Direcie MSW. Trzecie miejsce w tej kategorii zajął Wadim Jabłoński z kolegą Przemkiem. Świetnie spisała się również Sabina Franczyk z Wojtkiem Aleksandrem Flakiem, którzy pokonali 6 dróg i zajęli bardzo dobre drugie miejsce w kategorii mieszanej. Tuż za nimi uplasowała się kolejna Sakwowa ekipa – Patrycja Rzeźniczek i Mateusz Kosakowski!

Zawody indywidualne dzieliły się na dwie części – eliminacje i finały. O wejściu do finału decydował łączny czas przejścia na dwóch drogach. Po eliminacjach zdecydowanym faworytem był czołowy drytoolowiec z Sakwy, który niczym wściekły byk, niczym Tommy Lee Jones w „Ściganym”, dosłownie przebiegł drogi eliminacyjne, a żaden z rywali nawet nie zbliżył się do osiągniętego przez Wadima wyniku. Pojawiła się nawet propozycja wprowadzenia nowej jednostki czasowej – 1 Wołodja czyli 1min 5sek (czas przejścia jednej z dróg przez Wadima) Poza nim do finału wszedł Kuba Ciechański oraz debiutująca w tej dyscyplinie Karolina Ośka!

W finale zawodnicy mieli do pokonania 3 drogi w ciągu 20 minut, które dla mężczyzn dodatkowo były ograniczone. Wbrew śmiesznemu obrazkowi który można znaleźć w internecie, o rzekomych prowadzeniach Karoliny w Mamutowej, było to jej pierwsze prowadzenie drogi na dziabach. Na minus organizatorów należy wpisać brak pierwszej bezpiecznej, która w zawodach tego typu jest standardem, a proszony o to przez dziewczyny sędzia odburknął coś w stylu: „jak chcecie żeby było bezpiecznie to idźcie sobie na fitness”. Oczywiście nie przeszkodziło to Karolinie wygrać zawodów i stanąć na najwyższym stopniu podium! Chyba nikogo to już nie dziwi.

Finał męski był dość loteryjny, a Kuba Ciechański po raz kolejny pokazał że taktyka jest sprawą nadrzędną. W przeciwieństwie do innych zawodników bez pośpiechu i konsekwentnie przechodził kolejne drogi i pomimo dużego zmęczenia zajął świetne drugie miejsce. Na trzecim miejscu w finale uplasował się Wadim Jabłoński, który przegrał z Kubą z powodu nie zrobionej wpinki, pomimo że obaj spadli w tym samym miejscu.

Podsumowując, z jedenastu miejsc na podium na siedmiu z nich stanęli nasi klubowicze. Jest to naprawdę fantastyczny wynik patrząc na to jak wielu dobrych wspinaczy wzięło w tych zawodach udział. Poza kilkoma niedociągnięciami zawody były super zorganizowane i każdy się świetnie bawił, nawet ci, którym dane było jedynie się przyglądać.

Johny | 16 stycznia 2016 lawina lawinówka lawiny szkolenie lawinowe tatry

Zapisy na szkolenia lawinowe

Ahoj. Zima w pełni i wiele osób chciałoby wziąć udział w szkoleniu lawinowym. Jak co roku odbędą się one we współpracy z fundacją Anny Pasek. Dostępne są poniższe terminy.


12-14.02. I stopień

cena

– przy ilosci 9-12 osob – 250 zl/osoby
– przy ilosci 13-15 osob – 230 zl/osoby
– przy ilosci 16-18 osob – 220 zl/osoby
-przy ilosci 19-21 osob – 210 zl/osoby
w praktyce będzie 150zł zaliczki + dopłata do powyższej kwoty na miejscu

4-6.03 II Stopień
Na ten kurs mogą zapisać się tylko osoby które będą miały w tym czasie ukończony I stopień.
cena to 250zł (200zł zaliczki i 50zł dopłaty na miejscu)

Jak zapełni się termin 12-14.02 i nadal będą chętni mamy możliwość wzięcia mniejszej grupy osób na I stopień  w terminie 5-7.02. Osoby którym termin 12-14.02 kategorycznie nie pasuje, a są zainteresowani 5-7.02 prosimy o pisanie maila na kontak@sakwa.agh.edu.pl

Kursy odbędą się w Dolinie Rybiego Potoku w rejonie Morskiego Oka. Cena nie pokrywa transportu, wyżywienia i noclegu – to we własnym zakresie.
Zapisać mogą się tylko osoby będące pełnoprawnymi członkami Sakwy (aby się zapisać, trzeba być zalogowanym).
Link do zapisów Zapisy lawinowe 2016
Wkrótce pojawią się dane do przelewu.
Johny | 23 listopada 2015 bula pod bandziechem drytool góry memoriał bartka olszańskiego tatry

Kozi Wierch vs Bula pod Bańdziochem

Niedawno pisaliśmy o ognisku integracyjnym w Dolinie Kobylańskiej na zakończenie sezonu. Zapewne wszyscy myślicie, że po tak intensywnym dniu i wieczorze jedyne o czym myślą klubowicze to ciepłe łóżko i spanie do 14… Otóż nie wszyscy są tacy przewidywalni. Pięcioro śmiałków: Dominik, Szymon, Wojtek, Damian i Wadim postanowiło wykorzystać przepiękną pogodę i wyruszyć w najwyższe partie najwyższych polskich gór.
Podczas gdy wszyscy smacznie spali, nasi śmiałkowie o 4:20 już byli na nogach (zbawienna była zmiana czasu, +1h do spania). Około 6 wyruszyli z Palenicy Białczańskiej drogą obfitującą w zakręty, serpentyny, alpinistyczne trudności i toalety co 40 minut do Morkiego Oka.
Tutaj nasza ekipa się rozdzieliła. Wadim z Damianem postanowili spróbować swoich sił na Bule pod Bańdziochem.

Relacja Wadima:

DSC_8744 Na Buli nie byłem od ostatniego Memoriału w 2014 r. Już wtedy mój apetyt na te drogi został pobudzony. Niestety formuła zawodów umożliwiała tylko pojedyncze wstawki flashem, więc nie byłem w stanie tego apetytu zaspokoić. Ostrzyłem sobie zęby (w rakach) na tą miejscówkę przez cały zeszły sezon, ale zawsze były inne, ciekawe miejsca do wizytacji. Tej okazji do odwiedzenia Moka przyprószonego pierwszym śniegiem i solidnego załadunku nie mogłem odpuścić.

Warun niestety nie rozpieszczał. Mimo relatywnie dobrej pogody należy zdać sobie sprawę, że Bula to typowy nordwand, nieskalany przez promyki słońca. Na przekór temu całe zgromadzone w okolicy H2O było bardziej w fazie ciekłej, niż stałej, a odczuwalne temperatury bardziej zimowe niż letnie. Niesie to za sobą poważne konsekwencje w postaci braku lodu na drogach, przemoczonych ciuchów, nietrzymających (kluczowych na wyjściu z Ganji) traw i ogólnego zaniku spręża.

DSC_8747
Z lewej rysa Ganji, a z prawej piękne i trudne okapy Buli. Bez szmaty i bica ze stali nie podchodź!

DSC_8736

Standardowo – ambitne plany, mniej ambitne wykonanie. Z racji braku lodu, za prostsze drogi się nie zabieraliśmy, więc pomysłem rozgrzewkowym był obity na Memoriale przez Słowaków najtrudniejszy wyciąg Ganji (M8). Kawał rewelacyjnego wspinania. Jest wszystko – zaciątko, okapik, pionowy i lekko przewieszony teren i wyjście po owych nieszczęsnych trawach. Największą robotę wykonuje rysa biegnąca praktycznie przez całą drogę i weryfikująca różne umiejętności poruszania się w takiej formacji. Po prostu miód i kukuryny. Rozgrzewka okazała się być wystarczającym wyzwaniem na cały wyjazd. Brak spręża udzielił nam się na tyle, że pomiędzy kolejnymi wstawkami można by kilka razy przebiec się po zapasy na BP w Kuźnicach. Koniec końców udało mi się poprowadzić ten niegdysiejszy ekstrem, teraz w sportowym, lamerskim wydaniu (u Słowaków podobno miałaby 6+, ale ja nie ufam ich cwanym osądom).

 

 

 

Wracając do ekipy turystycznej, Wojtek Szymon i Dominik w ekspresowym tempie zdobyli skąpany w słońcu Szpiglasowy Wierch.

 

Szpiglas
Drogie Sakwowiczki, odbijamy piłeczkę, my na szczycie

Jeden szczyt to jednak było za mało dla naszych klubowiczów więc postanowili oni zdobyć jeszcze najwyższy szczyt leżący w całości w Polsce – Kozi Wierch. Zdobyty został przez Kozią Przełęcz.

Po północnej stronie było już trochę śniegu co dodawało uroku i troszkę utrudniało zdobycie.

DSCN9824

Szymon z racji doznaniej kontuzji musiał zadowolić się wejściem czarnym szlakiem. Pogoda oczywiście dopisywała, pierwsze chmury pojawiły się dopiero około godziny 16.

20151025_150541

DSCN9841

Johny | 20 listopada 2015 wybory zarząd

Wybory do zarządu Sakwy

Dnia 19 listopada 2015 roku odbyły się wybory do zarządu naszej organizacji.

Spośród 10 startujących osób, zostało wybranych 6 nowych członków zarządu. Nowym prezesem został Wadim Jabłoński. V-ce prezesami-Dominika Toch i Dorota Wacławczyk. Ponadto po podliczeniu wszystkich głosów do zarządu trafili także: Michał Czech, Marek Drabik oraz Wojtek Stanek.

Ustępującym władzom serdecznie dziękujemy za cały kolosalny wkład w rozwój Sakwy. Kubie Kokowskiemu dziękujemy za prawie dwa lata bycia prezesem i ogarnianie dosłownie wszystkiego. Kasi Cieślak, którą większość z nas zna z procesu rekrutacji dziękujemy za każdą papierkową robotę, za każde ustalone slajdowisko i całą logistykę wewnątrz zarządową. Każdy wie że Kasia zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie dla każdego większego czy mniejszego problemu. Dziękujemy także Radkowi Popkowi, dobrej duszy bez której moglibyście tylko pomarzyć o fajnych kubkach, koszulkach, smyczkach i innych gadżetach. Bez niego także nie bylibyśmy widoczni na Targach Organizacji Studenckich a kiedy pełnił funkcję sprzętowego wszystko zawsze dogrywał na „tip top”. Dziękujemy Błażejowi Obozie bez którego nasze zawody Boulder Pomba nie miałyby racji bytu. Dziękujemy Ci za każdy problem który udało Ci się nakręcić podczas przygotowań oraz za organizację Integracji w roku 2014. Podziękowania należą się także Dominikowi Cyranowi za każde zorganizowane szkolenie z Pierwszej Pomocy a także każdą pomoc przy organizacji niejednego wydarzenia. Gosi Pietruszce za każdą wykonaną grafikę, każde ustalenie prezentacji oraz dzielne ogarnianie procesu rekrutacji w tym roku. Sabinie Franczyk dziękujemy za zaangażowanie w poszukiwanie sponsorów oraz wkład w ustalanie grafika prezentacji.

Wszyscy swoim zaangażowaniem i uporem dążenia do celu postawiliście nam- nowemu zarządowi wysoką poprzeczkę, ale mamy nadzieję że podołamy wyzwaniu i że SAKWA zyska jeszcze więcej.

DZIĘKUJEMY!

Johny | 11 listopada 2015 das beton drytool kielce

Das Beton

Święto Niepodległości obchodzić można na różne sposoby. Grupa naszych Sakwowiczów 11 listopada wybrała się tym razem na drytoolowe ładowanie do Świętokrzyskiego. Genialne pozostałości po fabryce arsenu, która swego czasu miała tam powstać, obecnie przeradzają się w mekkę dla wspinaczy preferujących dziabki. Każdy chyba znajdzie coś dla siebie. Począwszy od wspinania w pionie, przez przewieszenia aż do dachów, w których nie obejdzie się bez bicka ze stali.  Podczas wyjazdu padło parę ciekawych dróg a stosunkowo nieduża odległość od Krakowa powinna być dodatkowym argumentem, dla którego absolutnie powinniście się tam wybrać.