Johny | 2 kwietnia 2018 alpy czech frankiewicz góry gromczakiewicz jabłoński kaczanowski kądziołka kimel kokowski korbiel marco ośka podlecka rodzynkiewicz szkatuła tatry wspinanie yosemite ziemski

Przejścia górskie i sportowe w 2017 roku

Z pewnym opóznieniem piszemy o przejściach naszych klubowiczów w 2017 roku. Poprzedni rok nazwaliśmy przełomowym dla rozwoju naszego klubu. Gdyby go nie było tak moglibyśmy również nazwać ten rok. Continue reading „Przejścia górskie i sportowe w 2017 roku”

Johny | 31 sierpnia 2017 czech hala gąsienicowa kokowski łańcuchówka tatry

20 dróg w Tatrach z okazji 20 lecia SAKWY

20 dróg, 22h5min, 4000m przewyższeń (3000m wspinania, 1000m podejść), przewodnikowe  45,5h wspinania (bez podejść) i ok. 100 wyciągów

lista dróg
Lista zrobionych dróg wraz z czasami przejść, długością dróg. Niektóre informacje są orientacyjne.

4.30, 25.08.2017 – ciemna bezksiężycowa noc, siąpi deszcz. Przybijamy sobie z Michałem piątkę po pokonaniu ostatnich skalnych trudności na Południowym Filarze Koziego Wierchu. 20 droga w non stopie zrobiona!

Skąd pomysł?

W 2017 roku SAKWA obchodzi 20 lecie istnienia. Na 15 lecie SAKWY całym klubem zdobywaliśmy 15 najwyższych szczytów Tatr. Logiczne byłoby zdobycie w tym roku 20 szczytów ale czuję, że to znacznie poniżej naszych możliwości (później Marcin zorganizował zdobywanie 20 szczytów w jeden dzień – gdyby nie słabe warunki pogodowe to prawdopodobnie by się udało). A może by tak zrobić 20 dróg w jedną dobę? Od razu podekscytowany zwierzam się z pomysłu Michałowi, którego nie trzeba długo przekonywać. Dopiero potem zaczynamy przygotowywać listę dróg i podliczać czasy przejścia i podejścia. Konsultujemy je z Miłoszem Jodłowskim. Miny nam powoli rzedną..

Przygotowanie

Dochodzimy do wniosku, że trzeba spróbować. Jeżeli jesteś pewny, że zrealizujesz swój pomysł, to oznacza to, że nie jest zbyt ambitny. W czerwcu robimy akcję rozpoznawczą. Przechodzimy na żywca Żebro Czecha i Grań Fajek. Potem na lotnej Setkę w 25 minut i dalej granią na Mylną. Potem zabieramy się za Patrzykonta ale nie trafiliśmy we właściwe miejsce i na lotnej robimy mokre VI miejsce zanim docieramy do właściwej drogi. Potem jeszcze Byczkowski i po 8h wspinania i 6 drogach kończymy. Czas nie jest rewelacyjny ale daje nam nadzieję na zrealizowanie naszego planu. Kilka dni później Michał przechodzi jeszcze Południowy Filar Koziego Wierchu. To była ostatnia niewiadoma naszej łańcuchówki – jesteśmy gotowi.

Utracone nadzieje

Planowaliśmy wspinać się przy jak najdłuższym dniu – zacząć wieczorem, tak żeby największe zmęczenie przypadło na koniec następnego dnia. W lipcu mieliśmy jednak tylko 8 dni wspólnego czasu wolnego a pogoda nie dopisała. Gdy wyjeżdżaliśmy w Alpy nie liczyliśmy, że dostaniemy jeszcze szansę na realizację naszego pomysłu.

Akcja

23.08.2017 – wyjeżdżamy popołudniu z Krakowa. Zdecydowaliśmy się na wyjazd szybko. Michał jeszcze tego samego dnia ciężko pracował pomagając rodzicom. Decydujemy się zacząć z rana, żeby odpocząć po podejściu i kończyć w nocy – odwrotnie niż planowaliśmy. W Betlejemce spotykamy Janka Kuczerę. Wraz z innymi instruktorami wkręca się w nasz pomysł ale szybko studzi emocje. Przez kilka dni lało i ściany są mokre. Nie daje nam dużych szans i radzi wybrać się w skałki;)

24.08.2017 – wstajemy o 4. O 6.25 na spokojnie podchodzimy pod Żebro Czecha. Jest wilgotno i zimno. Asekurujemy się i nie wspinamy się szybko. Jednak zbiegnięcie pod Środkowe Żeberko zajmuje znacznie mniej czasu niż ostatnio. Robimy je na żywca w 9 minut i błyskawicznie pojawiamy się pod plecakami z powrotem jednak widok odlatującego od nich wielkiego czarnego kruka budzi nasze zaniepokojenie. Na miejscu widzimy walające się po ziemi resztki kabanosów i bułek.. Na szczęście drań nie zdążył ukraść wszystkiego. Zastanawiamy się czy starczy nam jedzenia na całą akcję. Gdy docieramy pod Setkę przecieramy oczy ze zdumienia. Pod ścianą zgromadziło się koło 10 osób. Wszyscy czekają na swoją kolejkę. Na szczęście zostajemy przepuszczeni. O 11 zrobiliśmy już 7 dróg. Zachodnia Kościelca okazała się suchutka i sprawnie uporaliśmy się z zaplanowanymi drogami. O godzinie 17 po 11h wspinania mieliśmy za sobą 14 dróg. O 19 stanęliśmy na wierzchołku Świnicy po pokonaniu północnego Filara. Na szczycie spotkaliśmy Karola Nienartowicza – dzięki za zdjęcia! Z wyjątkiem dwóch zjazdów z Niebieskiej Turni przechodzimy grań Świnicy na żywca. Na Zawratowej Turni włączamy czołówki. Od tego momentu tempo spada nam dramatycznie. Każdy krok pod Zamarłą Turnię jest cierpieniem. Pod ścianą zjawiamy się koło 21 i oczywiście jesteśmy tam zupełnie sami. Zaczynamy od Motyki. Teraz nawet V drogi wydają się trudne.  Potem szukamy linii zjazdów od Prawych Wrześniaków. Na szczęście się udaje. Potem idziemy na Lewych Wrześniaków. Nie mamy topo drogi i nigdy jej nie robiliśmy. W świetle czołówek nie jesteśmy do końca pewni czy idziemy właściwą drogą ale udaje się ją skończyć i zjechać jakąś linią zjazdów po lewej. Trawers na rękach z Festiwalu Granitu też już nie jest łatwy o tej porze ale siłą woli stajemy na szczycie i ponownie zjeżdżamy na dół. Został już tylko Południowy Filar Koziego Wierchu..

Około godziny 7, po 26h akcji górskiej docieramy do Betlejemki.

 

Marcin Gromczakiewicz | 24 lipca 2017 biegi górskie Grań Tatr Zachodnich GTZ XX-lecie Sakwy

Grań Tatr Zachodnich biegowo

dystans 42km, ASC: 5667m, DSC:4710m, czas: 18h15min, data przejścia: 24.06.2017

Skąd taki pomysł?

Moje zainteresowanie Granią Zachodnich zaczęło się od zauważenia jej potencjału, jako zimowy cel na poważną wycieczkę, gatunkiem zbliżoną do alpejskiego trawersu. Na początku marca 2014 roku, podjęliśmy udaną próbę w trzy osobowym zespole z Kubą Kokowskim i Łukaszem Stempkiem. Szliśmy z ciężkimi plecakami (okolice 20kg – zapasy jedzenia i paliwa na 5-6dni, namiot itp.). Kombinacja dobrych warunków śniegowych, oraz niemal huraganowych wiatrów zaowocowała epicką, czterodniową wyprawą, którą każdy z nas na długo zapamięta. Jak na nasze możliwości to było dosyć poważne przejście, ukoronowanie przygody z zimową turystyką w Tatrach.

 

Przygotowując się do tego przejścia natrafiliśmy na opisy przejść letnich zbliżonych do jednej doby, jednak pomysł ten wtedy wydał się zbyt abstrakcyjny, leżący daleko poza strefą naszych możliwości. Dwa lata później nieco dojrzałem do tego wyzwania, i postanowiłem spróbować. Raczej z nastawieniem na akcje non-stop bez biegania, z czasem rzędu 24-30h. Gdy usłyszał o tym Łukasz, od razu zdecydował, że również ma ochotę spróbować swoich sił. Uzgodniliśmy, że pobiegniemy osobno i w przeciwnych kierunkach, żeby wzajemnie się nie spowalniać, ani nie wywierać na siebie presji.

Niestety wieczorem przed samą akcją dostałem gorączki ponad 38stopni, a cały następny dzień spędziłem w domu z dosyć mocną grypą żołądkową. Był to dla mnie duży zawód, bo co nieco kondycyjnie się do tego przygotowywałem. Łukasz przeszedł grań w ciągu 21h, przy czym dosyć mocno się wycieńczył i zasnął w lesie tuż przed jej końcem. Następny sezon był mocno przełomowy w moim wspinaniu sportowym, więc odpuściłem treningi biegowe oraz samą Grań, aby nie stracić wypracowanej formy wspinaczkowej.

Tej wiosny odezwał się do mnie Prezes, z propozycją wspólnego projektu. Jednak co Prezes to Prezes, wiadomo było, że do takiej propozycji będzie się trzeba już solidnie przygotować. Nietypowe problemy ze skórą dłoni uniemożliwiły mi wspinanie na 2 miesiące, więc zdecydowałem że będę trenował wyłącznie pod Grań, i umówiliśmy się że podejmiemy razem próbę.

Dla mnie kluczową kwestią związaną z tym przejściem były moje problemy z kolanami. Przez lata dawały o sobie znać podczas większości długich wycieczek oraz uniemożliwiały regularne bieganie. Jednodniowe wycieczki czy wspinaczki w Tatrach zawsze jakoś przechodziły, natomiast przy przejściu zimowym ocaliły mnie małe dzienne przebiegi oraz długi sen po każdym dniu, sprzyjający regeneracji. Regularne chodzenie po górach oraz okresy bardzo łagodnego biegania wzmocniły mięśnie i stawy. Czułem że z roku na rok z kolanami jest lepiej, jednak wciąż nie byłem pewien czy wytrzymają takie obciążenie.

Decyzja o podjęciu próby z Prezesem wiązała się z większymi niż ostatnio przygotowaniami. Nieoceniona okazała się wiedza Prezesa z zakresu biegów górskich, żywienia, treningu i regeneracji. Szczególnie przykładałem się do treningu techniki zbiegania oraz dłuższych dystansów spokojnym tempem. Z racji sporego stażu w chodzeniu po górach, miałem dosyć dobre czucie odpowiedniego tempa podchodzenia pod górę.

Przed samym atakiem miałem za sobą przebiegnięte łącznie około 180km po pagórkach (około 30km/tydzień), oraz najdłuższe wybieganie 25km po Babiej Górze. To dosyć mało, jak na próbę na 42-45km z 5700m przewyższeń. Wiadomo było, że w moim wykonaniu to będzie jazda po bandzie. Brak znajomości organizmu przy tak długich biegach może skończyć się źle. Jednak przy dostępnych dwóch miesiącach czasu, uważam że objętość treningu była optymalnie dobrana do moich możliwości. Lepiej było się niedotrenować, niż przetrenować.

 

Relacja z przejścia

Dograliśmy z Prezesem termin, pogoda miała być optymalna. Ostatecznie z transportem uratował nas Wojsa, który wybierając się na wspinanie na Osterwie, zgodził się objechać Tatry od „złej” strony, z noclegiem przy Huciańskiej Przełęczy. W związku z zamieszaniem przy transporcie, ostatecznie spaliśmy 2,5-3h zamiast 6h. Pobudka o 2:45, w typowym dla tej pory stanie umysłu, sięgam po przygotowane pudełko z miksem owsiankowym, zalewam wrzątkiem z termosu. Leżąc na boku w śpiworze, bez przekonania próbuję zmęczyć niechcianą breję. Zdaję sobie sprawę że to będzie trudny dzień, staram się nastawić na czerpanie przyjemności i zapamiętanie pięknych momentów.

Na przełęczy jesteśmy o 3:18, szybkie zdjęcie, włączamy stopery i startujemy. Zaczynamy swobodnym marszem pod górę przy świetle czołówek, ścieżką wśród wiatrołomów. Ważne żeby nie spalić łydy na starcie, i dać szanse śniadaniu nieco się przetrawić. Ścieżka mocno kluczy między leśnymi drogami do zwózki drewna, jakby wstydliwie chciała uciec z pola wycinki, ukryć cały ten tatrzański przemysł leśny.

 

Docieramy do partii kosówek, spośród których wystają wapienne skały. Wchodzimy w chmurę, wilgoć i mała widoczność sprawia, że wybitne turnie w masywie Siwego Wierchu co chwilę abstrakcyjnie wyłaniają się znienacka. Można odnieść wrażenie, że biegniemy zawieszeni w tym czasie i przestrzeni, a kolejne skalne twory przesuwają się pod nami, nie chcąc nas wypuścić z tej gęstej atmosfery. Docieramy w końcu na Siwy Wierch, uderza w nas chłodny wiatr.

Zejście jest początkowo strome i ekstremalnie śliskie. Później przechodzi w żwirową ścieżkę, gdzie zaczynamy zbiegać spokojnym tempem. Rosa z bujnych traw niemiłosiernie moczy nasze buty. W duchu dziękuję sobie za zakup nietanich skarpetek z merynosa. Pod górę podchodzimy dosyć szybkim marszem, każdy odcinek płaski/w dół zbiegamy z lekkością.

Zdobyliśmy już wysokość i grań zaczyna nabierać charakteru, miejscami jest wąska i estetyczna. Przewijające się przez nią chmury, sprawiają wrażenie jakby pod nami zamiast stromego stoku znajdowała się jakaś przepaść. Co chwilę zawiewa chłodnym wiatrem, który dotkliwie wychładza mokre plecy, jest jednak na tyle ciepło, że ubranie kurtki mija się z celem.

Po 3h 25min docieramy na Spaloną, to miejsce mojego pierwszego biwaku z zimowej wycieczki z przed 3,5 roku. Miejsca dawnych noclegów są dla mnie najwyraźniejszym punktem odniesienia. Jednak na tej wycieczce, zamiast 10h snu, w każdych z tych miejsc czeka mnie kontrolne wmuszanie w siebie pół bułki. Niestety jestem amatorem w tym temacie, Prezes potrafi jeść kanapki podczas podejść, ja muszę się zatrzymać, co zabiera cenny czas.

Na odcinku od Salatyna do Rohaczy występuje wiele fragmentów technicznych, które uniemożliwiają bieg. Są także strome zejścia po luźnym gruzie, który przy odpowiednim zbieganiu amortyzuje kroki niczym śnieg. Pierwszy kryzys przychodzi, gdy mijamy Trzy Kopy, odczuwam słabość spowodowaną najpewniej wychłodzeniem przez wiatr. Ubieram kurtkę, żeby na chwilę się przegrzać i robi mi się nieco lepiej.

Pod dotarciu na Jamnicką Przełęcz okazuje się, że mamy jeszcze duże zapasy wody. Decydujemy się na uzupełnienie zapasów dopiero przy Pyszniańskiej Przełęczy. Czekają nas teraz dosyć konkretne podejścia: Wołowiec, Jarząbczy Wierch, Bystra, Wielka Kamienista. Od tej pory podchodzimy rozważnie, dosyć wolnym, lecz upartym tempem (choć i tak jest ono 2-3 razy szybsze od tego podawanego na tabliczkach TPN). Zimny wiatr i chmury odeszły w zapomnienie, teraz grozi nam raczej przegrzanie i zasuszenie w pełnej lampie.

Drugi kryzys następuje przy podejściu na Bystrą. Odpala mi się typowe slow motion, znane wszystkim z takich klasyków jak Jaworowa, DBW, asfalt do Moka, czy choćby popularny Boczań. Tortura jest potężna, wysysa ze mnie moc. Zejście na Pyszniańską Przełęcz, nabieramy wody z małych okresowych stawków. W ramach regeneracji stóp chodzę boso po płatach śniegu. Bułka, błoga drzemka 10min. Nieco odżyłem, lecz zdecydowanie Pyszniańska Przełęcz to punkt zwrotny. Od przyjemności z przebłyskami cierpienia, przechodzę do cierpienia z przebłyskami przyjemności. Zaczynam odpalać w większej ilości żele energetyczne. Powolne podejścia, już prawie bez zbiegów. Łyda i czwórki co prawda nie są ani trochę przepalone, jednak system energetyczny jest ewidentnie na rezerwie.

Przed nami ostatnie podejście na Ciemniak, po nim już względnie tylko z górki. Obżarty żelami całkiem sprawnie pokonuję 400 metrowe podejście. Kosówki zarastające ścieżkę boleśnie ranią nasze poparzone słońcem łydki. Przypominam sobie lekką grozę nawisów, jakie pokonywaliśmy tutaj kilka lat temu. Ostatnie metry przed wierzchołkiem Ciemniaka jestem już na odcięciu. Od tego miejsca mam poważne problemy z każdym, minimalnym nawet, podejściem. Zjadam ostatnie pół bułki, jednak organizm, chyba za sprawą żeli, przestawił się już jedynie na cukry proste. Specjalnie przed tą akcją testowałem jak działają na mnie żele, jednak tatrzańska wycieczka ze wspinaniem, a tak długi marszobieg bez odpoczynku to dwa zupełnie różne światy.

Słońce chyli się ku zachodowi, nadchodzi ochłodzenie i lekki zimny wiatr. Ubieram kalesony i kurtkę. Jedynie widoczna bliskość Kasprowego skłania mnie do powolnego dreptania, jestem na skraju wyczerpania. Ostatnie podejście na kopułę szczytową Kasprowego (koło 50m w pionie) idę chyba pół godziny. Robię 10 kroków i zatrzymuje się na trzy oddechy. Zaczynam zastanawiać się, czy nie padnę na twarz idąc, czy też dostanę wcześniej jakiś sygnał od organizmu.

Jednak idę dalej, wiem że Prezes jest świeży, i jak będzie potrzeba to mnie ogarnie. Uświadamiam sobie, że mogę nie dać rady dojść na Liliowe. Nie jest to już kwestia lenistwa, odpuszczenia pod wpływem zmęczenia. To już kwestia bezpieczeństwa. Najrozsądniej byłoby wycofać się z Suchej Przełęczy tuż za Kasprowym. Ale przecież to już tak niedaleko… Bardzo trudna do podjęcia decyzja. Zdroworozsądkowo kalkuluję jednak, że w moim stanie podejście na Liliowe może skończyć się źle. Proponuję Prezesowi przepraszającym tonem wycof. Prezes, pełen zrozumienia dla mojego stanu, przyznaje że to raczej jedyne rozsądne wyjście z tej sytuacji. Zatrzymuję Stoper na Suchej Przełęczy: 18h 15min

Zejście do Murowańca trwało ponad 2h, w jego trakcie uświadomiłem sobie, że jednak doprowadzenie się do stanu, w którym zasypia się kilkaset metrów od schroniska jest rzeczywiście jak najbardziej wykonalne. Dochodzimy do schronu po zamknięciu kuchni, pozostaje obejść się ciepłą wodą z izotonikiem, oraz noclegiem na podłodze pod folią NRC.

 

Podsumowanie, i co dalej…

Biegacz ultra powie że to średni wyczyn, turysta powie że przypał, wspinacz powie że to jedynie długa wycieczka w Bieszczady. Dla mnie jednak była to przede wszystkim wygrana walka z własnymi kolanami i głową, świadomie podjęte wyzwanie na granicy moich sił. Piękna przygoda z zawsze pozytywnym Prezesem, okazja do nauki biegania po górach i nowych doświadczeń. Cieszę się, że dwumiesięczny okres bez możliwości wspinaczki udało się ukoronować w ten sposób. Spełniło się moje małe marzenie z szuflady, które nosiłem z tyłu głowy od czterech lat. Projekt ten podchodzi również pod akcję XX-lecie Sakwy – Grań Tatr Zachodnich poniżej 20h, w dodatku z byłym prezesem Sakwy 🙂

 

5 grań zachodnich mapa

 

Gdy Łukasz Stempek wrócił zaaklimatyzowany z Kaukazu, od razu stwierdził że próbuje pobić ten czas. Brak treningów oraz przygotowania biegowego sprawił jednak, że musiał wycofać się w ¾ grani, w dosyć hardkorowych jak dla mnie okolicznościach. Jednak znany ze swojej niezniszczalności, mimo usilnych prób, nie zdołał zrobić sobie krzywdy. Dosyć szybko się po tym pozbierał. Zapowiedział kolejne ataki, nie wiadomo jednak czy bardziej na grań czy na własny organizm.

Słyszałem jeszcze o przynajmniej czterech osobach wśród kolegów, którzy zamierzają spróbować swoich sił. W ramach grupy znajomych (tak jak ja, identyfikujących się bardziej ze wspinaniem i górami, niż bieganiem) myślę że nieco przetarłem szlak, jeśli chodzi o podejście do przedsięwzięcia oraz możliwości osiąganych czasów. Dodam tylko, że gdyby nie moje załamanie energetyczne pod koniec naszej próby, byłaby szansa na okolice 16 godzin.

Tydzień później Prezes przebiegł na Słowacji 100km z nieco większymi przewyższeniami(6600m podejść, 6300m zejść), w bardzo podobnym czasie (18h). Jeśli tylko będzie miał ochotę, myślę że wykręci tu naprawdę kosmiczny czas. Uważam że w moim przypadku, bez solidnej dawki treningu, nie ma co się za to zabierać. Udowodniłem sobie że mogę, jednak bez zrobienia uczciwego kilometrażu i kilku wybiegań w okolicy 30km po górach, będzie to jedynie tortura i samozniszczenie. Myślę że jeszcze przyjdzie na to czas. Kiedy? Nie mam pojęcia. Na razie mam ochotę się powspinać 🙂

 

M.

Dodatki:

 

  1. Notka odnośnie stylu przejścia:

18h15min  od Przełęczy Huciańskiej (Wyżnej) do Przełęczy Suchej (za Kasprowym). Nie doszliśmy na Liliowe z powodu mojego nasilającego się wycieńczenia oraz wieczornego ochłodzenia. Staraliśmy się nie pomijać wybitnych wierzchołków, weszliśmy m.in. na: Łopatę, właściwy wierzchołek Jarząbczego Wierchu, Siwy Zwornik, Bystrą, Smreczyński Wierch, Stoły. Pominęliśmy początkową Jaworzyńską Kopę ze względu na prachaty teren, a następnie ze zmęczenia: Suchy Wierch Kondracki, Goryczkową Czubę oraz odcinek od Suchej Przełęczy do Przełęczy Liliowe. Bez depozytów, bez wsparcia z zewnątrz. Woda uzupełniona ze stawków tuż przy Pyszniańskiej Przełęczy.

 

  1. Międzyczasy (orientacyjnie odtworzone na podstawie zegarka z GPS):

Siwy Wierch 01:25:00
Brestowa 02:20:00
Salatyński Wierch 02:40:00
Spalona Kopa 03:25:00
Pachoł 03:40:00
Banówka 04:00:00
Hruba Kopa 04:22:00
Płaczliwy Rohacz 05:23:00
Ostry Rohacz 05:48:00
Wołowiec 06:24:00
Łopata 06:52:00
Jarząbczy Wierch 07:40:00
Starorobociański Wierch 08:38:00
Bystra 09:42:00
Pyszniańska Przełęcz 10:19:00
(przerwa 45min) 11:04:00
Wielka Kamienista 11:42:00
Smreczyński Wierch 12:23:00
Tomanowy Wierch Polski 13:17:00
Tomanowa Przełęcz 13:49:00
(przerwa 7min) 14:47:00
Ciemniak 15:07:00
Krzesanica 15:18:00
Małołączniak 15:35:00
Kopa Kondracka 16:10:00
Kasprowy 18:03:00
Sucha Przełęcz 18:14:00
łączny czas: 18:14:00

 

  1. Sprzęt:

  • Na sobie:
    buty do biegania po górach (agresywny bieżnik, większa sztywność przy zachowaniu niskiej wagi), średniej grubości skarpetki z mieszanki merynosa z coolmaxem, krótkie spodenki biegowe, dwa cienkie podkoszulki z merynosa (krótki i długi rękaw)
  • Sprzęt:
    plecak biegowy 14l, camelbag 2l, butelka wody 1l, kurtka z membraną, kalesony, czapka z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne, 2xbuff, NRC, 2 bandaże i nieco tejpa.
  • Jedzenie i picie:
    3l izotonika z węglami (celowo nieco bardziej rozwodnione), 3 bułki razowe ze smażonym kurczakiem, rukolą i humusem, 4 żele energetyczne, 4 batoniki, mały zapas izotonika w proszku, 3saszetki awaryjnych elektrolitów
Johny | 20 kwietnia 2017 alpy góry wiosna zima

Prawa Góra

Wiecie, czego nie lubię w górach? Jak stoję na dnie doliny, wokół milion szczytów i 8 milionów ścian, a na drogę na którą się wybieram…. Akurat idzie 5 innych zespołów! Są to zresztą wszystkie zespoły wspinaczkowe działające w dolinie. Co gorsza, 3 z nich zamierzają targać przez ścianę narty (a więc odpada “light&fast”). A żeby nie chodziło tylko o moje fobie, ale też o obiektywne niebezpieczeństwo sytuacji – oczywiście mówimy o wspinaniu lodowym (jak wiadomo, nigdy nie należy stać pod kimś kto prowadzi w lodzie)…

 

Powiecie “jakiś marny cel wybierasz! Nawet punktów w Biblii za niego nie ma!”, ale racji mieć nie będziecie. Otóż Tomek chciał atakować Drogę Szwajcarską na Les Courtes tuż obok (zresztą “chciał” już po raz czwarty, 55 punktów w Biblii piechotą nie chodzi :)). Niestety Fred, chatar Refuge Argentiere szybko rozwiał nasze nadzieje. Sezon marny, lodu w ścianach brak, na “Deskę” na Krótkiej Górze nie ma po co startować. Jedyna “czynna” traska to Kuluar Lagarde’a Direct na pólnocno-wschodniej ścianie Les Droites. Jak całe schronisko, kładziemy się spać o 20 i ustalamy taktykę na poranek.

Wiedząc, że inni wstają o 200, liczymy jak nie utknąć w kolejkach na starcie drogi. Zakładamy, że narciarzy na podejściu nie wyprzedzimy. Kombinujemy jednak, jak nie zmarznąć z rana w kolejkach i wyprzedzić zespoły już w łatwiejszym terenie w połowie ściany. Ustalamy pobudkę na 300. Rano, prowadzący Tomek przechodzi szczelinę brzeżną ok 530 i w tym momencie “Druaty” biorą nas w swoje objęcia z których będą się starały wypuścić nas jak najpóźniej. Natychmiast zresztą okazuje się, że:

  • Śnieg nad szczeliną brzeżną jest zupełnie sypki i nie ma jak w nim się zastawić
  • Tomek musi podejść dalej, a więc obaj musimy rozwinąć buchty liny z grzbietów
  • Szpej do asekuracji skalnej został w moim plecaku…

Ostatecznie przy lekkiej dozie kreatywności (a może po prostu – doświadczenia) Tomek zakłada stan i mnie ściąga. Przekraczam szczelinę całe 30 minut później. Pokonujemy pierwszy stromy odcinek lodu i doganiamy pozostałe zespoły. Anglicy śmieją się, że “polacy to chyba lubią dłużej pospać”. Czekając aż wszyscy pokonają drugi próg lodowy wciągamy drugie śniadanie i cieszymy się słońcem które właśnie wyszło. Przejmuję prowadzenie.

 

Wyciąg jest całkiem ładny – lód wodny, lód alpejski, trochę skały, pyłówki zrzucane przez zespoły nad nami, no wszystko! Piękne Alpy! Nie jest specjalnie trudno – w Gasteiner albo innym Kanderstegu miałoby pewnie WI3, nie więcej. Trochę czasu zabiera mi wyzbieranie się zza skałki po której ciekła woda – zimny prysznic nie jest przyjemnością, do tego ogranicza widoczność w zaparowanych okularach przeciwsłonecznych. Kolejny wyciąg stromego terenu ma jeszcze mniej. W jego połowie zbieram na twarz kawałek lodu. Drę się zdecydowanie ponad powagę sytuacji, niemniej – no nie lubię. Spadający lód naprawdę czasem zabiera mi przyjemność wspinania. Rozciągam wyciąg “na lotnej” ile mogę i zdaję prowadzenie.

W tym miejscu osiągamy “właściwego” Lagarde’a – ściana się kładzie, droga prowadzi szerokim żlebem o nachyleniu ok 50-55 stopni. Często czekanów używamy do podpierania. Zadanie polega więc na jak najszybszym przedreptaniu całej góry. W tym jesteśmy w miarę nieźli – dwie zrobione drogi na wysokościach 3500 -3800 mnpm w ostatnich dniach dały nam zapas w płucach. Jeden zespół anglików wyprzedzamy i na chwilę doganiamy francuzki (które znów nas odstawiają gdy wymieniamy się szpejem). Niestety w ferworze “pogoni” wybieramy prawą – a nie lewą odnogę żlebu (później doczytaliśmy – wariant Cordiera zamiast oryginalnej drogi). Nie, żeby był to jakiś dramatyczny błąd, ale później się okaże, że kosztował nas on sporo czasu.

Drugi zespół “narciarzy” doganiamy tuż pod kolejnym spiętrzeniem – tym razem mniej lodowym, a bardziej skalnym. Znów przejmuję prowadzenie i napieram w zacięciu/kominku. Niestety warunki nie są tu tak świetne jak niżej – w szczelinach i na wypłaszczeniach natrafiam na czarny lód, w który strasznie ciężko wbić jakiekolwiek ostrze. Na nadmiar asekuracji też narzekać nie mogę, zwłaszcza – w dolnej części wyciągu. Pozwala mi to zachować szpeju na jakieś 70m terenu za jakieś M4 / 4+. Ciągnąc Tomka na lotnej doganiam prowadzącego narciarza, napieram za nim w ostatnim wąskim kominku, po chwili jednak odpuszczam. Bez choćby jednego ekspresa ciężko mi się zaasekurować… Oddaję Tomkowi przyjemność poprowadzenia ostatniego trudniejszego miejsca drogi i trickowego przejścia przez nawis na grań (ile razy wychodziliście na grań zapieraczką o 3-metrowy nawis śnieżny?!).

Na grani Tomek wydaje jęk rozpaczliwego (z przewodnika, ang. Utterly Desperate :)) zawodu. Wychodzę na grań (prawdopodobnie na końcówkę filara Touriera) i moim oczom ukazuje się skomplikowany teren, zalany polewą twardego lodu wodnego. Niby nietrudne, ale kolejne 100m (dwa wyciągi) sztywnej asekuracji i delikatnej “rzeżby” na czubkach dziabek i raków. Dopiero teraz docieramy do właściwej grani szczytowej, którą “się robi na Lagardzie”.

Niestety – znów trafiamy na koniec tramwaju. Oba zespoły narciarzy z Anglii są minimalnie przed nami. I tu zaczynają się jaja! Robi się godzina 17 – 18 , grań jest skalną czwórką, którą trzeba zrobić w rakach i grubych rękawicach. Anglicy noszący narty na plecach nie mieszczą się do kolejnych szczelin i kominków i skutecznie tarasują przejście. Ubieram na siebie wszystko co mam i cierpliwie asekuruję Tomka. Chyba powoli zamarzam. Rękawice zastygają przygięte, jakbym trzymał w dłoni kubek. Zaciśnięcie pięści lub całkowite rozprostowanie palców wymaga autentycznego wysiłku! Ostatecznie- docieramy do grani śnieżnej i samego szczytu!

W tym momencie dostajemy drobną nagrodę za trud dnia – widoki ze szczytu Les Droites powalają. Jego Wysokość Mont Blanc – w pełnej okazałości. Widać obie “drogi normalne”, Midi, Cormeyeur, Filar Narożny, Damy Angielskie…. Jorasses’y – jak na dłoni. Gdzieś na wschodnim horyzoncie – Matterhorn. Bajka!

 

Nie przybijamy jednak “piątki” – żaden z naszej szóstki nie zna zejścia na drugą stronę grani. Anglicy rozpoczynają zjazdy ze starych pętli (w których zwykle nie ma nawet maillona). Dodatkowo, pierwsze 2-3 prowadzą po skosie, między skałkami i są dość krótkie. Lina chłami się niemiłosiernie. Zapada zmrok. Zjeżdżając jako ostatni, na którymś kolejnym stanowisku wiszę nad wyraz długo. Zanim prowadzący Anglik odnalazł kolejne stanowisko zjazdowe, ja byłem niemal gotów zejść w dół “na repach”, pewny, że Tomkowi coś się stało…

 

Góry mają bardzo różnorodne sposoby, żeby nas nie wypuścić ze swoich objęć zbyt łatwo. My tkwimy w kolejce do zjazdów  za Anglikami, którzy z czasem grzebią się coraz bardziej. Zaczyna nas to mocno irytować – straciliśmy przez nich już tyle czasu! Miarka się przebiera, gdy dojeżdżam do któregoś stanowiska i widzę wyspiarzy… na stanowisku 5 metrów niżej! Po co robić zjazdy po 5 metrów, doprawdy nie wiem… Tomek zjeżdża na prawie pełną długość liny i zakłada własny stan z repa. Na wydechu uprzedza, żeby się nie miotać i nie “podnieść” sznurka wiszącego na słowo honoru… Zjazd z tego stanowiska wyprowadza nas już jednak na śniegi. Koniec liny anglików leży jakieś 5-8 metrów nad naszą – spokojnie też mogliby dawno stać na śniegu i zbierać się “do domu”. Jeden z nich jednak, zamiast na niej po prostu zjechać, wisi wpięty w zjazd przy zostawionym przez Tomka repie. Ani w dół, ani obciążyć stanu, ani dać mi przejechać. Czołówka spada mu w śnieg kilkanaście metrów niżej. Zmęczony i zirytowany mówię im “do zobaczenia w schronie”.

No właśnie, w schronie… Po udanej wspinaczce i szczęśliwych zjazdach, kiedy już jesteście na dnie doliny, zdjęliście uprzęże z tyłków i pozostaje podreptać do schroniska zwykle się rozprężacie. Wiecie gdzie iść i jak, naszym jedynym zadaniem jest się “dokulać” i – ewentualnie – nie poktnąć o własne nogi. Nic prostszego? Ano, zwykle tak. Ale u podstaw tego podejścia leży założenie, że… WIECIE GDZIE JEST SCHRONISKO! Cóż… My nie wiedzieliśmy. Z Druatów schodzi się na drugą stronę grani, do (innej) Doliny Telefre. Była noc a nikt z nas w tej dolinie nie był! Sprawę nieco ułatwiała pełnia księżyca i ślady skiturowców. Z trudnem podchodzimy nimi pod górę. Kiedy na morenie bocznej ślady się rozdzielają w 2 strony – zaczynamy czuć zapach przymusowego marszu aż do stacji kolejki na Montenvers (kolejne 2h) i murowanej nominacji do Złotego Jaja. Z pomocą przychodzą jednak tyczki i mocny “szperacz” czołówki. Zauważamy schronisko stojąc kilkadziesiąt metrów od niego, tuż przed drugą w nocy. Po 22 godzinach od wyjścia z Argentiere i pięknej alpejskiej przygodzie – Druaty nas wypuściły.

Les Droites (4000 mnpm); ściana NE; Kuluar Lagarde Direct, wariant Cordiera; TD 4+; WI3, M4+; droga 9.5h, schron-schron 22h; 12.04.2017

fotorelacja z całego tygodniowego wyjazdu: https://flic.kr/s/aHskY6ppd9

Johny | 4 kwietnia 2017

Konkurs na 20-lecie SAKWY

Rok 2017 to dla nas czas szczególny. SAKWA obchodzi w tym roku swoje okrągłe 20. urodziny!
W związku z tym zapraszamy naszych członków do zabawy i konkursu.
Aby uczcić tę wspaniałą rocznicę, chcemy, aby nasz klub mógł się pochwalić zdobyciem w tym roku 20 najwyższych szczytów Tatr. Każdy ze szczytów musi być zdobyty od początku tego roku kalendarzowego do listopada,
a jego zdobycie powinno być udokumentowane zdjęciem z flagą naszego klubu.
Zbierajcie więc ekipy, bierzcie flagi, aparaty i ruszajcie zdobywać kolejne szczyty!

Ponadto ogłaszamy konkurs na ZREALIZOWANE w 2017 roku pomysły, które nagrodzimy w trzech kategoriach: najambitniejszy, najoryginalniejszy oraz pomysł, z którego powstanie najlepszy materiał zdjęciowy (lub filmowy).
Aby wziąć udział w konkursie po prostu wymyślcie i wykonajcie swój projekt, a następnie zgłoście
wykonanie zadania i kategorię, w do której projekt ma być zaliczony komuś z zarządu SAKWy.
Jedynymi warunkami, które trzeba uwzględnić przy swojej kandydaturze do konkursu jest silny związek pomysłu z liczbą 20 oraz oczywiście z górami. Czas na zgłoszenie swoich dokonań macie do końca października.

Podsumowując:
Konkurs: 3 kategorie (ambitność, oryginalność, relacja multimedialna z projektu), 3 nagrody do zgarnięcia (dla osoby lub zespołu (max. 4 osoby)). Rozstrzygnięcie konkursu na imprezie z okazji 20-lecia SAKWy w listopadzie!

20 najwyższych szczytów Tatr do zdobycia w tym roku:
Gierlach 2663
Łomnica 2634
Lodowy Szczyt 2627
Durny Szczyt 2623
Wysoka 2560
Kieżmarski Szczyt 2558
Kończysta 2538
Baranie Rogi 2526
Rysy 2503
Krywań 2494
Staroleśny Szczyt 2476
Ganek 2462
Sławkowski Szczyt 2453
Pośrednia Grań 2440
Mięguszowiecki Szczyt 2438
Szatan 2434
Hruby Wierch 2431
Jaworowy Szczyt 2424
Kołowy Szczyt 2418
Wielkie Solisko 2414

Powodzenia!

P.S. Z naszych informacji wynika, że Gierlach, Wysoka, Ganek i Pośrednia Grań są już w tym roku „odhaczone”

Johny | 4 lutego 2017 góry sakwa tatry wspinanie

Przejścia górskie i sportowe w 2016 roku

Po raz kolejny przypadło mi podsumowanie klubowych przejść z całego roku. Z przyjemnością mogę stwierdzić, że był to dla nas kolejny bardzo udany rok. Ba, nawet przełomowy!   Zauważyć można stopniowy rozwój, od wspinaczki sportowej, przez letnią i zimową działalność tatrzańską po wspinaczki w górach typu alpejskiego.

W kwestii wspinania sportowego najbardziej cieszy ilość nowych osób systematycznie podnoszących swój poziom. Wielu z nich to członkowie klubowej sekcji wspinaczkowej z poprzedniej zimy, wyrazy uznania należą się więc Karolinie Ośce i Mateuszowi Kądziołce, którzy tę sekcje prowadzili.

Podobnie w przypadku letniego wspinania w Tatrach. Sporo osób w tym roku zaczynało dopiero przygodę z tatrzańskim wspinaniem, a już śmiało atakowało wymagające siódemkowe klasyki. Chodzone drogi były różnorodne, zarówno trudne drogi o charakterze sportowym, jak i bardziej wymagające orientacyjnie i asekuracyjnie wspinaczki .  Były też świetne przejścia graniowe, sama grań Moka miała dwa jednodniowe przejścia, w tym jedno solowe. Pisząc o Tatrach nie sposób nie wspomnieć o pierwszych kobiecych przejściach legendarnego Filara Kazalnicy oraz Wariantu R na Mnichu.

Fantastyczny sezon mieliśmy również w Alpach i Kaukazie. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę że przejścia naszych klubowiczów były jednymi z ciekawszych polskich przejść w tych górach. Jako klub pokonaliśmy wiele długich dróg, o charakterze zarówno górskim jak i sportowym.

Łącznie udało się naliczyć:

  • 93 letnie przejścia dróg wspinaczkowych w Tatrach
  • 4 letnie, długie przejścia graniowe
  • 15 zimowych przejść dróg wspinaczkowych w Tatrach
  • 11 przejść dróg mikstowych (7 w Alpach, 4 na Kaukazie)
  • 17 przejść wielowyciągowych dróg skalnych w różnych europejskich rejonach

Przeglądając wykaz na stronie,  można znaleźć sporo ciekawych przejść.  Są świetne przejścia w górach alpejskich, są super przejścia w Tatrach, na śliskich jurajskich połogach i pomarańczowej skałce w Hiszpanii. Starałem się zebrać jak najwięcej przejść, przeglądając wykaz na stronie jak i pytając różne osoby. Mam nadzieję , że nie pominąłem żadnego przejścia, które warto jest wspomnieć.

 

 

LETNIE PRZEJŚCIA TATRZAŃSKIE:

Poniżej wykres przedstawiający ile dróg w jakich trudnościach zrobiliśmy latem w Tatrach :

wykres

DOLINA PIĘCIU STAWÓW POLSKICH:

ZAMARŁA TURNIA

Jargiłło Paćkowski VI+

  • Dominik Cyran, Kamil Sałaś

Zacięcie Komarnickich V+

  • Dorota Wacławczyk, Adam Wojsa

Festiwal Granitu V

  • Marcin Gromczakiewicz, Anka Guła
  • Łukasz Stempek, Tomek Rodzynkiewicz

Motyka V

  • Adam Wojsa, Dorota Wacławczyk
  • Dominik Cyran, Kamil Sałaś

Lewi Wrześniacy IV+

  • Kasia Cieślak, Radek Popek
  • Marcin Kotarba, Dymitr Toniarz

Prawy Heinrich VII-

  • Anka Guła, Piotr Pietrzyk

DOLINA GĄSIENICOWA

KOŚCIELEC I ZADNI KOŚCIELEC:

Sprężyna VI+

  • Wojciech Stanek, Marcin Gromczakiewicz
  • Dominik Cyran, Kasia Hromek

Patrzykont V

  • Łukasz Stempek, Krzysztof Nowakowski

WHP 100 IV

  • Wojtek Stanek, Łukasz Stempek
  • Marcin Kotarba, Dymitr Toniarz

Grań Kościelców III

  • Konrad Bąk, Artur Sosnal

Lobby Instruktorskie VII

  • Anka Guła, Tereska Kowal

SKRAJNY GRANAT:

Środkowe Żebro V-

  • Marcin Kotarba, Dymitr Toniarz

DOLINA RYBIEGO POTOKU:

MNICH:

Rokokowa Rokota IX

  • Karolina Ośka, Kamil Żmija

Wariant R IX-

  • Michał Czech, Kuba Kokowski
  • Karolina Ośka, Gosia Grabska

Luftwaffe VIII+

  • Michał Czech, Kuba Kokowski

American Beauty VIII+

  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin
  • Tomasz Ługowski, Jacek Kaczanowski (AF na ostatnim wyciągu)

Folwark Montano VIII+

  • Michał Czech, Kuba Kokowski
  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin
  • Gabryś Korbiel, Anka Guła

Wachowicz + Wariant R + Wariant Nyki VIII

  • Michał Czech, Karolina Ośka

Kant Hakowy VII

  • Anka Guła, Wojciech Stanek
  • Wojtek Anzel, Karol Legaszewski
  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin

Lewe Kombinacje VII

  • Dominik Cyran, Kuba Ciechański

Seven Up VII

  • Gabryś Korbiel, Anka Guła
  • Adam Wojsa, Wojtek Anzel (A0)

Międzykancie VII

  • Jakub Kokowski, Jacek Kaczanowski
  • Anka Guła, Przemek Patelka

Andromeda VII, Mnich

  • Michał Czech
  • Gabryś Korbiel

Droga Fereńskiego VII

  • Gabryś Korbiel
  • Kuba Kokowski

Hobrzański+Kosiński VII

  • Wojtek Anzel, Karol Legaszewski

Sprężyna VII-

  • Dominik Cyran, Wojtek Stanek
  • Wojtek Anzel, Wojtek Taranowski
  • Marcin Gromczakiewicz, Tomasz Rodzynkiewicz
  • Marco Schwidergall, Łukasz Stempek

Rysa Hobrzańskiego VII-

  • Marcin Gromczakiewicz, Tomek Rodzynkiewicz

Wacław Spituje VII-

  • Marcin Gromczakiewicz, Wojciech Stanek, Tomek Rodzynkiewicz
  • Anka Guła, Piotrek Pietrzyk

Międzymiastowa VI+

  • Adam Wojsa, Wojciech Stanek
  • Łukasz Stempek, Tomek Głuszak (A0)
  • Anka Guła, Piotrek Pietrzyk

Kant Klasyczny VI-, Mnich

  • Łukasz Stempek, Tomek Głuszak

Droga Orłowskiego V

  • Piotrek Pietrzyk, Gabryś Korbiel

KAZALNICA MIĘGUSZOWIECKA

Filar Kazalnicy IX+

  • Karolina Ośka, Gosia Grabska

Wędrówka Dusz IX+

  • Karolina Ośka, Adam Karpierz

Piękny Umysł VII+

  • Michał Czech, Kuba Kokowski (8h 30min)

CZOŁÓWKA MSW:

Grey Stone VII

  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin

KOPA SPADOWA:

Pachniesz Brzoskwinią VII-, Kopa Spadowa

  • Wojtek Anzel, Cezary Klus
  • Sabina Franczyk, Bruno Józefczyk

GRANIE:

Grań Żabiego Konia III

  • Marcin Gromczakiewicz, Gabryś Korbiel
  • Wojtek Stanek, Łukasz Stempek

Grań Mięguszy IV

  • Marcin Kotarba, Dymitr Toniarz

DOLINA MIĘGUSZOWIECKA

GALERIA OSTERWY:

Via AliNina VII

  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin

Dieska VII-

  • Marcin Kowalik, Łukasz Harazin

WOŁOWA TURNIA:

Eštok – Janiga VI+/VII-

  • Wojtek Stanek, Marcin Gromczakiewicz

Puškášova cesta VI+

  • Marcin Gromczakiewicz, Tomasz Ługowski
  • Adam Wojsa, Kuba Cowasto-Sekulski

Štáflovka V

  • Marcin Gromczakiewicz, Jacek Kaczanowski

Płd Żebro Wołowej Turni III

  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa
  • Piotrek Pietrzyk, Michał Niewdana

SZARPANE TURNIE:

Puškášova cesta VI+

  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa
  • Wojtek Anzel, Łukasz Iwon

Plškova cesta, VI

  • Wojtek Anzel, Łukasz Iwon
  • Sabina Franczyk, Bruno Józefczyk
  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa
  • Karol Legaszewski, Wojtek Taranowski

Południowo-wschodnia grań Wysokiej III

  • Sabina Franczyk, Bruno Józefczyk

DOLINA BATYŻOWIECKA:

Cihulov Pilier V+, Batyżowiecki Szczyt

  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa
  • Dominik Cyran, Kasia Hromek

Droga Kutty IV+, Batyżowiecki Szczyt

  • Piotrek Pietrzyk, Anka Guła

DOLINA JASTRZĘBIA:

Šádek-Zlatník VI-, Kołowy Szczyt

  • Marcin Gromczakiewicz, Kuba Cowasto-Sekulski

DOLINA PIĘCIU STAWÓW SPISKICH:

ŁOMNICA:

Patagońskie lato VIII- (bez ost. wyciagu), Łomnica

  • Kuba Kokowski, Michał Górecki

Hokejka VII-

  • Wojtek Anzel, Radek Stawiarski

Stanisławski V

  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa
  • Piotrek Pietrzyk, Kuba Namysłowski

DOLINA ŁOMNICKA:

KIEŻMARSKI SZCZYT:

Płyty Pochyłego+Total Free Jazz, VIII-, Kieżmarski Szczyt

  • Kuba Kokowski, Michał Górecki, Wojtek Szulc

Wielkie Zacięcie VI+

  • Marcin Gromczakiewicz, Adam Wojsa

DOLINA STAROLEŚNA:

Motyka V, Mały Lodowy Szczyt

  • Sabina Franczyk, Kamil Woźniak

DOLINA BIAŁEJ WODY:

GALERIA GANKOWA:

Filar Centralny VII

  • Wojtek Stanek, Cezary Klus

Orłowski VI

  • Wojtek Anzel, Piotr Boryło

MŁYNARCZYK:

Szewska Pasja VII+, Młynarczyk

  • Michał Czech (A0), Anka Guła (lotna)

ZIMOWE PRZEJŚCIA TATRZAŃSKIE:

Sprężyna 7+, Kocioł Kazalnicy (bez ostatniego wyciągu)

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki

Starek-Uchmański 7/7+, Czołówka MSW

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki (AF)

Szare Zacięcie 7/7+, Czołówka MSW

  • Wadim Jabłoński, Kuba Kokowski (AF)

Motyka (V, WI3+),  Łomnica

  • Wadim Jabłoński, Kuba Kokowski
  • Wojtek Anzel, Mikołaj Pudo

Rysa Strzelskiego 5+, Próg Mnichowy

  • Kuba Kokowski, Michał Czech

Direttissima MSW 5

  • Kuba Kokowski, Wojtek Anzel

Jagiełło – Roj 5, Kazalnica Cubryńska

  • Michał Czech, Wojtek Szulc

Korosadowicz 5, Kazalnica

  • Kuba Kokowski, Łukasz Stempek

Droga Niemca 5, Kocioł Kościelcowy

  • Dominik Cyran, Konrad Bąk

Żebro Rzepeckich + Żleb Dredge’a 4+, Skrajny Granat

  • Dominik Cyran, Michał Czech

Wesołej Zabawy 4+, Próg Mnichowy

  • Kuba Kokowski, Kuba Ciechański
  • Sabina Franczyk, Bruno Józefczyk

Droga Tetmajera 3, Staroleśny Szczyt

  • Marcin Gromczakiewicz, Gabryś Korbiel, Wojtek Stanek, Dorota Wacławczyk

Kuluar Kurtyki WI3, Próg Mnichowy

  • Łukasz Stempek, Wojtek Szulc

TATRZAŃSKIE GRANIÓWKI:

GTW – Przełęcz Pod Kopą – Lodowa Przełęcz (III, zespołowe solo, 12h 15min)

  • Marcin Gromczakiewicz, Wojtek Stanek

Grań Hrubego (II, 8h, 2km, zespołowe solo)

  • Wojciech Stanek, Marcin Gromczakiewicz, Łukasz Stempek

Grań Morskiego Oka IV

  • Wadim Jabłoński, Wojtek Anzel
  • Łukasz Stempek

ALPY DROGI MIKSTOWE:

Filar Freney 6c A0, ED, 800m, Mont Blanc, 13h

  • Michał Czech, Kuba Kokowski, Paweł Migas

Filar Gervasuttiego, 6b+,A0, TD+, 800m, Mont Blanc du Tacul, 11h 45min

  • Michał Czech, Kuba Kokowski, Paweł Migas

Filar Frendo , IV AI4 (60°), 1100m, Aiguille du Midi, 5h 30min

  • Michał Czech, Kuba Kokowski

Modica Noury, III, WI5+, 5a, 800m, Mont Blanc du Tacul, 7h 55min

  • Michał Czech, Wojtek Szulc

Matterhorn Granią Lion AD+, IV+

  • Wojtek Stanek, Łukasz Stempek

Crampon Fute, Tour Ronde N Face AD+

  • Michał Czech, Wojtek Szulc

Chere Gully, II WI3+, Triangle du Tacul

  • Michał Czech, Wojtek Szulc

WIELOWYCIĄGOWE DROGI SKALNE:

MASYW MONT BLANC:

Republiqe Bananiere 6c+, 700m,  Aiguille de la République

  • Michał Czech, Kuba Kokowski, Paweł Migas

Fidel Fiasco 6c+, 350m,  Aiguille de Blaitiere

  • Kuba Ciechański, Paweł Migas
  • Michał Czech, Kuba Kokowski

Tout va mal 6c+, 500m,  Aiguille de Roc

  • Michał Czech, Kuba Kokowski

Majorette Tatcher 6c, 180m,  Aiguille de Blaitiere

  • Kuba Ciechański, Paweł Migas

Chloe 6b+, 300m, Tour Rouge

  • Michał Czech, Kuba Kokowski

Deux Goals 7a, 250m,  Aiguille de Blaitiere

  • Michał Czech, Kuba Kokowski

Guy Anne 6a+, 300m, Pointe des Nantillons

  • Kuba Ciechański, Paweł Migas

Children of the moon 6a+, 350m, Aiguille de Roc

  • Kuba Ciechański, Paweł Migas

AUSTRIA:

Ursprung des Lichts 9, 470m, Zinodl, Gesäuse

  • Karolina Ośka, Michał Czech

Grosse Pleite 8, 700m, Dachl, Gesäuse

  • Karolina Ośka, Michał Czech

Blue Night 9-, 250m,  Kabling, Gesäuse

  • Karolina Ośka, Michał Czech

Steinerweg V, Dachstein, Wilder Kaiser

  • Sabina Franczyk, Bruno Józefczyk

PICOS DE EUROPA:

Filar Kantabryjski 8a+, Naranjo de Bulnes

  • Karolina Ośka, Łukasz Dębowski

DOLOMITY:

Filar Południowy IV, Sas de Stria

  • Radek Popek, Agata Polok

Filar Alpini IV, Piramide di Col dei Bòs

  • Radek Popek, Agata Polok

PAKLENICA:

Albatros 7a, Anica Kuk

  • Karolina Ośka, Dominik Cyran

KAUKAZ:

Szchara północnym filarem 5193m 5B

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki, Mateusz Grobel

Trawers Urali 4273m (4B, 20 godzin)

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki, Mateusz Grobel

Dumała 4681m (3B, 15 godzin)

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki, Mateusz Grobel

Gidan 4184m (2B)

  • Wadim Jabłoński, Damian Bielecki, Mateusz Grobel

WSPINACZKA SPORTOWA:

Karolina Ośka:

Fingerfood 10- RP, Frankenjura, Niemcy

Tequila Sunrise 8a OS, Chulilla, Hiszpania

Cold Steal 8a RP, Klinsey, Anglia

Shuffle Town 8a RP, Adlitzgraben, Austria

Befana Magica 8a RP, Buzetski Kanion, Chorwacja

Asia Kapłańska:

Panoramix VI.4+ RP, Dolina Będkowska

Wahadełko VI.4/4+ RP, Dolina Będkowska

Anka Guła:

Metylowe Opary VI.4 RP, Krzemionki

Mateusz Kądziołka:

Chomeini VI.6 RP, Dolina Kluczwody

Przybycie Pawianów VI.6 RP, Dolina Kluczwody

Gloria Victis VI.5+/6 RP, Okiennik Wielki

Gucci VI.5+/6 RP, Dolina Brzoskwinii

Pawiany Czują Się Świetnie VI.5+/6 RP, Dolina Kluczwody

Gabryś Korbiel:

Pobicie Tytanów VI.5+/6 RP, Dolina Bolechowicka

Trwoga Archeologa VI.5+ RP, Dolina Będkowska

Moce Piekielne VI.5+ RP, Okiennik Wielki

Gorący Punkt VI.5+ RP, Mirów

Przybycie Tytanów VI.5+ RP, Dolina Bolechowicka

Michał Czech:

Hipertrofia Treningowa VI.6 RP, Dolina Kluczwody

Pobicie Tytanów VI.5+/6 RP, Dolina Bolechowicka

Trwoga Archeologa VI.5+ RP, Dolina Będkowska

Nagły Atak Murarza VI.5/5+ RP, Dolina Będkowska

Odlot Małpy VI.5 RP, Dolina Prądnika

Kuba Kokowski:

Płomień i Bat VI.5+ RP, Zakrzówek

Galapagos VI.5/5+ RP, Zakrzówek

Kuba Ciechański:

Wawrzynator VI.5+ RP, Tyniec

Lewarnica VI.5 RP, Tyniec

Marcin Kowalik:

Galapagos VI.5/5+ RP, Zakrzówek

Johny | 10 stycznia 2017 Bartek Ziemski dominik cyran gruzja Kazbek narty skitouring

Kazbek na nartach!

Johny | 11 listopada 2016 czech ośka wspinanie

Gesause

Michał Czech i Karolina Ośka na filmowej relacji z wyjazdu do Gesause.

Marcin Gromczakiewicz | 26 października 2016 grań główna tatr grań tatr wysokich gtw

GTW cz.1

Od dawna chciałem sprawdzić jak wygląda Grań Tatr Wysokich. Nie mam tutaj na myśli popularnych miejsc, jak Żabi Koń czy Grań Mięguszy, ale te długie i kruche odcinki, które w obiegowej opinii są głównym problemem w przypadku przejścia całości. Czy rzeczywiście jest tak strasznie jak mówią? Takie graniówki to niezbyt popularna dyscyplina, nie ma zbyt wiele relacji, jedyny sposób żeby to sprawdzić to wybrać się tam samemu.

Sezon ma sie powoli ku końcowi, dni stają się coraz krótsze. Pełna lampa, weekend, tłok na popularnych ścianach gwarantowany. Chyba czas odkurzyć stary, alternatywny pomysł na dobry dzień w Tatrach: dwójkowy zespół, lina w plecaku, mało szpeju. Dużo wody, mało jedzenia. Start o świcie z Przełęczy Pod Kopą, idzemy póki słońce nie zajdzie. Póki się da, nie wyjmujemy liny z plecaka.

 

wp_20160910_05_36_22_pro

 

Noc nie zapowiadała się spokojnie, w momencie rozkładania biwaku dochodziły nas niepokojące odgłosy, dosyć jednoznacznie interpretowane jako niedźwiedź. Schowanie jedzenia w aucie znacząco ułatwiło zasypianie. Jak powszechnie wiadomo tatrzańskie niedźwiedzie nie gustują w ludzinie, jednak z kanapkami przy głowie bym chyba nie zasnął. Wstajemy przed trzecią, szybki przejazd do Tatrzańskiej Jaworzyny i śniadanie w aucie.

Na Przełęcz pod Kopą wchodzimy jeszcze nocą, horyzont  powoli zaczyna nabierać pomarańczowej barwy. Czeka nas przyjemne zdobywanie wysokości ścieżką między kosówkami, później strome trawiaste zbocza w ciepłych barwach wschodu słońca. Zapowiada się wspaniały dzień. Początek grani aż do Kołowego Szczytu to kondycyjna rozgrzewka, gdzie przyjdzie nam podejść niecałe 700m w pionie. Idziemy optymalnym tempem zachowując kompromis pomiędzy szybkością, a nie spaleniem łydy zaraz na starcie.

 

wp_20160910_06_15_10_pro

 

Za Czarnym Szczytem czeka nas Grań Papirusowych Turni, już z daleka zapowiada się dosyć strzeliście. Przy bliższym zapoznaniu okazuje się być przyjemną graniówką w litej skale. Mimo trójkowego miejsca oraz niemałej ekspzycji jest względnie bezpieczna ze względu na brak kruszyzny i dosyć oczywisty przebieg. Za pomocą kilku niewielkich obejść wchodzimy na wszystkie wierzchołki, także w zejscu da się obejść bez liny. Po stronie Doliny Dzikiej nie sposób nie zauważyć litej ściany Baraniej Kazalnicy, do której dostępu bronią rozległe usypiska Baraniej Kotliny. Istnieje tu zaledwie kilka hakówek i tylko jedna klasyczna cesta z rajbungiem o gładkościach za IX-.

Na Baranim Zworniku decydujemy się zboczyć z grani głównej aby zaliczyć oddalone o 15min jedynki Baranie Rogi. Tak blisko, że aż żal nie wejść, szczególnie jeśli ktoś kolekcjonuje Wielką Koronę Tatr. Z Baraniego Zwornika czeka nas nieco wyczerpujące mentalnie zejście Granią Baranich Czub, m. in. przez eksponowane zacięcia i trawersy po lekko wilgotnych śliskich płytach. Kilkukrotne schodzenie w zapych z niemałą ekspozycją odbija się na mojej psychice na kolejną godzinę, nieco wypadam z rytmu. Dochodzimy do Przełęczy Śnieżnej, z możliwością dogodnego wycofu.

 

wp_20160910_09_47_27_pro

 

Na Śnieżnej Przełęczy zaczyna się Grań Śnieżnych Czub. Miejscami idziemy eksponowaną II wykonując co chwila trawersy w stosunkowo spionowanym terenie. Po wejściu na najwyższy wierzchołek w tej grani napotykamy na niezbyt zachęcające trójkowe zejście do Śnieżnej Przełęczy Wyżniej. Jest i stanowisko z grubego powrozu, przypuszczalnie pochodzenia rolniczego lub budowlanego. Po zjeździe dalej przez Śnieżny Zwornik aż do Śnieżnego Szczytu idziemy na lotnej, choć jest to raczej objaw lenistwa związanego z niechęcią do klarowania liny. Po drodze ciekawy widok na Dolinę Śnieżną, jedną z najtrudniejszych do przejścia tatrzańskich dolin, świetna propozycja na wiosenne betony. Ze Śnieżnego Szczytu kolejny zjazd (lub teren IV w zjeściu). Dalej do Lodowego Zwornika bez większych trudności. Dłuższa przewa na jedzenie i chowanie szpeju. Stąd idziemy już drogą normalną na Lodowy, okrakiem przez Lodowego Konia. Za Lodowym znajdujemy przydatne w zejściu klamry, ubezpieczające dosyć eksponowany teren jedynkowy, w razie deszczu pewnie są dla wielu turystów wybawieniem. Mały spacer na Lodową Kopę, i czeka nas uciążliwe zejście kruchym żlebem aż do ścieżki trawersującej na Lodową Przełęcz.

 

wp_20160910_17_27_39_pro

 

Mimo pewnego zapasu czasowego nie mamy ochoty iść dalej, kończy nam się woda, poza tym wolelibyśmy jednak zejść do doliny na dnie której zostawiliśmy samochód. Pozostaje relaksujące zejście szlakiem, podczas którego miarowo zapadamy w mityczny stan głębokiej brukwi. Do przejścia jeszcze hektar, na szczęście mózg się wyłączył, a nogi idą same. Z przyjemnego terenu wybudza ostatnia trudność – kawałek świerzego asfaltu, czyli słowacka troska o sprawniejszą zwózkę drewna. Pogodne letnie dni w Dolinie Jaworowej często giną w jazgocie pił spalinowych, praca wre jak w tartaku. Bez obaw, groźni strażnicy w pobliskiej leśniczówce czuwają aby żaden pozaszlakowy turysta nie zniszczył tatrzańskiej przyrody.

Mimo pewnej kruszyzny i niemożności asekuracji teren okazał się bardziej przyjazny niż się spodziewałem. Na pewno pomogło nam dobre rozwspinanie po letnim sezonie i odrobina kondycji. Dosyć kluczowy jest także lekki plecak, nasze nie przekraczały 6kg w tym 3l wody. Weszliśmy na wszystkie ważne wierzchołki i wybitne turnie, nie zawsze ściśle granią, wiele uskoków pokonywaliśmy obejściami aby oszczędzić sobie licznych zjazdów. Może nieco psuje to wrażenia estetyczne, ale to jedyny sposób na skuteczne poruszanie się tak długimi graniami. Czas przejścia to 12h 20min, w tym 1h 30min na Baranie Rogi i odpoczynki, natomiast całkowity czas przejścia auto-auto wyniósł około 18h 30min. Ilość drogi pokonanej w ciągu jednego dnia oraz wschód i zachód wysoko w górach sprawia że taka wycieczka na długo pozostaje w pamięci.

M.

mapa-jonca

 

Grań Tatr Wysokich, Przełęcz pod Kopą – Lodowa Przełęcz
Data przejścia: 10.09.2016
Czas: 12h 20min
Marcin Gromczakiewicz, Wojtek Stanek

3:15 wyjście z auta
5:15 Przełęcz pod Kopą
6:20 Jagnięcy Szczyt
8:05 Kołowy Szczyt
9:30 Wyżni Barani Zwornik
9:45 Baranie Rogi
12:40 Śnieżna Przełęcz
16:00 Lodowy Szczyt
17:35 Lodowa Przełęcz
21:45 z powrotem w aucie