Johny | 20 czerwca 2016 abazy będkowice bolechowice czech dolinki kaskaderzy kobylany kokowski łańcuchówka sinusoida sokolica wspinanie wyzwanie

Śladami Kaskaderów – maraton wspinaczkowy z historią w tle!

Początek wiosny – koniec zimowego wspinania, trzeba przestawić się na skały. W ramach przygotowania pod trudne wspinanie w górach planujemy robić łańcuchówki pod Krakowem. Owocem nudnego wykładu Michała jest pomysł – natrzaskać jak najwięcej przełomowych dróg Kaskaderów w jeden dzień.

Kaskaderzy, to grupa wspinaczy krakowskich która zrewoluzjonizowała polskie wspinanie. Początek ich działalności datuje się na rok 1967, kiedy to zaczął się wspinać Ryszard „Rico” Malczyk. Do tego czasu wspinanie w skałkach traktowane było tylko i wyłącznie jako trening pod wspinanie w górach. Kaskaderzy zaczęli traktować skałki jako cel sam w sobie, nadając ton wspinaniu w dolinkach przez całe lata 70 i początek 80. Dużo wędkując przesunęli poziom z szóstek do VI.4+. Do pokolenia Kaskaderów zalicza się takich wspinaczy jak Rico Malczyka, Wojtka Kurtykę, Kostka Miodowicza, Jerzego Farata, Wojtka Szymenderę, Tomka Opozdę i wielu innych. Zostawili po sobie pod Krakowem wiele pięknych dróg wspinaczkowych, które uznawane są za klasyki i wzorce w swoich stopniach.

 

Planując nasze przejście ustaliliśmy kilka zasad:

  1. Każdy z nas prowadzi każdą drogę.
  2. Nie korzystamy z żadnych środków transportu – pomiędzy dolinami i drogami przemieszczamy się pieszo, nosząc swoje zabawki na plecach.
  3. Robimy sztandarowe drogi pokolenia Kaskaderów i drogi, które kojarzą się z ich pokoleniem, które zostały przez nich przewędkowane lub poprowadzone.
  4. Robimy jedynie drogi obite (rozważaliśmy zrobienie Rysy Zegarmistrzów i Rotundy, jednak ze względu na duże zmęczenie i bezpieczeństwo odpuściliśmy).
  5. Działamy od świtu do zmroku.

Lista dróg, które chcieliśmy przejść rozrastała się razem z czasem. Przeglądaliśmy archiwalne numery gór, szukaliśmy informacji w internecie i przeglądaliśmy przewodniki Rafała Nowaka, które bogate są w historię wspinania. Obszar działań zawężyliśmy do Doliny Bolechowickiej, Kobylańskiej i Będkowskiej. Na naszej liście nie mogło zabraknąć takich pozycji jak:

  • Ostapowski VI.1+ na Sokolicy, droga hakowa z 1966 r. zrobiona SOLO przez Riko Malczyka w 1985 r.,
  • Sinusoida na Filarze Pokutników – jedna z pierwszych dróg, którą wyceniono na VI.4,
  • Na pół palca na Turni Długosza – pierwsza droga pod Krakowem, której zaproponowano wycenę VI.3-,
  • Lewy Świecznik za VI.3+ na Sokolicy poprowadzony przez Tomasza Opozdę w 1979 r. bez wcześniejszego osadzania stałych przelotów!
  • Wielka Dupa Słonia VI.1+ (już VI.2 w nowym topo) – jedna z trzech klasowych przewieszek pokolenia kaskaderów, obok Rotundy i Sępiej. W owych czasach bardzo popularna, obecnie trochę zapomniana i rzadko chodzona,
  • Abazy – wg. Jerzego Farata najważniejsza droga Kaskaderów. Solidne VI.3+,
  • Obelisk VI.1+ – jedno z pierwszy spektakularnych odhaczeń Riko Malczyka (1969 TR, 1971 RP). Obecnie bardzo rzadko chodzona, stara asekuracja,
  • Sępia Baszta – jej pokonanie z dolna asekuracją w 1972 było wydarzeniem epokowym. Stanowi jedną z wizytówek pokolenia Kaskaderów i ich dokonań w polskich skałach.

Cel chcieliśmy zrealizować w kwietniu, gdy tempertury nie są jeszcze zbyt wysokie, a dzień jest już wystarczająco długi. Jednak każdą przymiarkę niweczyła pogoda.  W końcu zdecydowaliśmy się na atak 27 maja – warunki nie zapowiadały się najlepiej – 25 stopni i pełna lampa ale cóż zrobić;) Chcieliśmy się przede wszystkim sprawdzić, na drugie miejsce odstawiając zrobiony zestaw dróg i czas. Drogi które wybraliliśmy były nam w większości znane z przejść w ciągu kilku ostatnich lat, jedynie niektóre, takie jak Abazy, Sinusoida czy Lewy Świecznik przypomnieliśmy sobie w tym roku. Zdecydowaną większość zrobiliśmy w stylu os/flash po latach.

27 maja o godzinie 5 rano pojawiliśmy się w Bolechowicach, aby te najtrudniejsze linie zrobić na świeżo i w niskiej temperaturze. Na początku trochę marzły palce, za to na Abazym, którego oryginalnej wersji żaden z nas nie wcześniej nie poprowadził, warun był idealny. Kwadrans przed 9 wyszliśmy z doliny po poprowadzeniu Babińskiego (już w słońcu) i przeszliśmy się do Doliny Będkowskiej na Sokolicę. Pomimo zrobienia kilku trudnych wytrzymałościowych dróg czuliśmy się wyjątkowo dobrze. Mimo to szło nam już gorzej. Najpierw spadłem w połowie Lewego Świecznika (nie taka łatwa ta droga). Michał poprowadził drogę jak trzeba, ale ja stwierdziłem, że odpuszczam. Potem Michał wbił się w Łapińskiego-Paszuchę. Pod słońce nie było widać, że po trudnościach aż roi się od os – wycof!;) Po przebiegnięciu się Ostapowskim i Drogą Skwirczyńskiego ruszliśmy na Wielką Dupę Słonia. Tym razem odpadł z niej Michał (a niby to tylko VI.1+) i musiał wstawić się jeszcze raz.

W Kobylanach bez większych przygód pocisnęliśmy zestaw dróg na Sępiej i Obelisku. Jednak w przewisach Sępiej Baszty czuliśmy już przewspinane metry.  Potem dopadł nas kryzys. Słońce i temperatura zaczęły dawać w kość. Już na Sokolicy nie byłem w stanie ubrać lepszych butów a teraz problemem stało się ubranie wygodniejszej pary wysłużonych Miur. Opuchniętę stopy i dłonie znacząco obniżyły nasze morale. Zaliczyliśmy wycof z drogi na Omszałej Turni i z Tańca Św. Wita (pełne słońce) na Wroniej. Nasza łańcuchówka zaczęła przybierać formę masochizmu. Wizja zimnego piwa i pizzy w Kobylanach prawie skłoniła nas do odwrotu;) Na szczęście Michałowi wrócił spręż i zaatakował dzielnie Płytę Szymona. Łatwo odniesiony sukces spowodował, że cisnęliśmy dalej. Kolejny sukces na trudnych Ryskach Kaskaderów przywrócił nam nadzieję na w miarę dobry wynik. Temperatura spadła i znowu dało się normalnie założyć buty;) Pomimo dużego zmęczenia i zmasakrowanych stóp czerpiemy dużą radość ze wspinania.  Poprowadziliśmy Filarek Sasa i Lewą Funiówkę. Około 21, mimo, że zrobiło się już szaro zaatakowaliśmy jeszcze „Na pół palca”. Udało się również zaskakująco łatwo, po 15 godzinach wspinania nadal jesteśmy w stanie sieknąć VI.2+! Na deser w świetle czołówek kończymy dzień na Direttissimie Żabiego Konia.  Po zrobieniu drogi powędrowaliśmy z powrotem do Bolechowic.

 

Ostateczny wynik:

– 21 dróg (Kuba 20 dróg).

– W sumie 470 m (435 m) – razem z nieudanymi próbami ponad 500 m każdy.

– Ponad 15 km marszu.

 

Zrobienie takiego zestawu dróg to niesamowite spotkanie z mało znaną historią polskiego wspinania. Zachęcamy wszystkich do podjęcia próby poprawienia wyniku!

Michał Czech, Kuba Kokowski

Johny | 13 czerwca 2016 cho piju impreza la jura jura ljj łumalaje łutowiec turniej dzika wspinanie zabawa zgrupowanie

La Jura Jura – podstumowanie

Trzecia edycja Sakwowego zgrupowania w Łutowcu już za nami! Tegoroczna La Jura Jura była pełna atrakcji i niezapomnianych przeżyć. Udało się nam nawiązać współpracę z wieloma wspaniałymi ludźmi, dzięki którym to wydarzenie mogło mięć tak niepowtarzalną formę. Serdecznie dziękujemy naszym sponsorom, patronom medialnym, osobom zaangażowanym w organizację, prowadzącym warsztaty i tym, którzy zdecydowali się przyjechać do Łutowca w dniach 20 – 22 maja! Bardzo się cieszymy, że tak wielu Sakwowiczów, jak i osób spoza naszego klubu postanowiło spędzić ten weekend razem z nami w Łutowcu.

Tymczasem, pierwszą atrakcją czekającą na uczestników były warsztaty techniki ruchu w skale, które poprowadził nasz niezastąpiony trener – Mateusz Kądziołka.  Zajęcia odbywały się na skale Knur, gdzie najbardziej popularna okazała się droga ciesząca się sławą bycia jedną z najpiękniejszych „piątek” całej Jurze – mowa tu oczywiście o Minogach, które startują przewieszeniem po wielkich klamach, a kończą się bardzo przyjemnym kominkiem. To właśnie tam i na kilku okolicznych drogach uczestnicy zajęć mogli poznać swoje wspinaczkowe niedociągnięcia.

W piątek wieczorem można było razem z Karolem Krzysikim popróbować swoich sił na slacklinie. Karol z pełnym zaangażowaniem tłumaczył w jaki sposób ustawić swoje ciało i jak balansować na taśmie. Slacki wisiały na terenie szkoły przez całą imprezę i można było ćwiczyć o każdej porze dnia i nocy!

Wielkim wydarzeniem był konkurs dzika prowadzony przez Jacka Kaczanowskiego. Najsilniejsi zawodnicy zmierzyli się w trzech konkurencjach – podciąganiu na drążku (pełne, nachwyt), lub szmata (odpowiednio wysoko punktowana), drabina Bachara na dziabach oraz wiszenie na niewygodnym chwycie. Liczyła się ilość powtórzeń, a w wiszeniu – czas. Nic dziwnego że w takim konkursie wysokie noty osiągnęli Mateusz Kądziołka, Gabryś Korbiel i Łukasz Filipiak. Najbardziej widowiskowy był jednak finał konkursu. Mateusz i Gabryś zmierzyli się najpierw w Plancku – obaj wytrzymali 8 minut! odpuszczając w tym samym momencie, dlatego dogrywką było wiszenie w przybloku w pozycji L-sit. Tutaj mocniejszym dzikiem okazał się Mateusz. W kategorii kobiecej zwyciężyła Gosia Pietruszka. Również Marta Pasierbek wykazała się niemałą siłą.

13348750_1441055012586930_123534573_n(1)

Wieczorem Zuzia Banaś wraz z Krzyśkiem Nosalem opowiedzieli o tym, jak zdobywali południowy filar Szchary, mieszczący się w Gruzińskim Kaukazie. Ich opowieści pełne były niesamowitych przygód, oraz wielu ciekawych informacji logistycznych.  Na prezentacji zebrała się całkiem spora publiczność, jednak jeśli komuś byłoby mało, lub nie miał okazji wysłuchać opowieści Zuzi i Krzyśka, może przeczytać relację na blogu Krzyśka: http://nosal.net.pl/co-sie-wydarzylo-na-szcharze/

13382321_1441054529253645_707692362_n(1)

Zaraz po prezentacji wszyscy zostali zaproszeni na polanę pod skałami, gdzie odbył  się koncert nowo powstałej formacji Stiwi Bravo, w której skład wchodzą Maciej Kucaba i Michał Sosnowski. Tego dnia chłopaki grali razem povraz pierwszy – w co naprawdę ciężko było uwierzyć, bo świetnie się ze sobą zgrywali. Uraczyli nas kilkoma piosenkami własnego autorstwa, ale i coverami zagranymi w ich własnej, niepowtarzalnej wersji. Dzięki chłopaki za naprawdę kawał dobrej muzyki! Po części zagranej na scenie przenieśliśmy się do ogniska, gdzie do późna wspólnie muzykowaliśmy. I tak minął pierwszy dzień La Jura Jura.

13342417_1441054522586979_526374613_n(1)

W sobotę czekała nas kolejna dawka wrażeń. Wiele emocji zapewniła tyrolka zawieszona przez Wojtka i Maćka. Powiemy tylko, że cieszyła się takim zainteresowaniem, że momentami trzeba było czekać parędziesiąt minut w kolejce. Z resztą zobaczcie na filmie

 

[su_youtube_advanced url=”https://www.youtube.com/watch?v=Babrlmg9hrQ&feature=share” controls=”alt” rel=”no”]

 

Kolejnym wydarzeniem, zaadresowanym do osób początkujących, ale i średniozaawansowanych we wspinaniu były warsztaty poprowadzone przez instruktora alpinizmu PZA, Waldka Niemca ze Szkoły Wspinania Kilimanjaro. Podczas tych zajęć można było dowiedzieć się bardzo dużo na temat podstawowych technik linowych używanych podczas wspinania. Każdy uczestnik pod okiem Waldka przećwiczył jak się prawidłowo przewiązać czy jak zawiązać podstawowe węzły.

Przygotowaliśmy także co nie co dla całkowicie początkujących Sakwowiczów. Rozwieszone przez Wojtka wędki na Knurze cieszyły się dużym zainteresowaniem, a każdy mógł bezpiecznie zacząć przygodę ze wspinaczką.

13348886_1441054792586952_435928358_n(2)

Po wspinaniu przyszła pora na jogę, którą poprowadził dla nas Sebastian Dudek z Jogadlawspinaczypl Silesia. Uczestnicy popracowali nad swoim oddechem, poznali podstawowe pozycje jogiczne, które świetnie pomagają w rozciąganiu, ale są też treningiem samym w sobie. Joga to świetny sport uzupełniający dla każdego, kto chce jeszcze lepiej kontrolować swoje ciało podczas wspinania. Zajęcia trwały godzinę, ale były bardzo intensywne – poznaliśmy m. in. pozycje kobry, psa z głową w dół i w górę, pozycję wojownika i wiele innych.

13384722_1442215169137581_1747443279_n

Jednym z najbardziej emocjonujących punktów programu była gra terenowa “Zdobywcy Cho Piju”, w której wzięło udział 40 dwuosobowych zespołów Łumalaistów, próbujących zdobyć dziewiczy szczyt legendarnej góry Cho Piju. Zadanie to było bardzo trudne, wymagało zarówno umiejętności orientacji w nieznanym terenie w warunkach nocnych, szybkiego i efektywnego wspinania, jak i logicznego myślenia oraz wiedzy na przeróżne tematy. Uczestnicy poruszali się po kilku kilometrach kwadratowych szukając punktów, w których odnajdywali zagadki, a niektóre z nich były naprawdę bardzo trudne. Więcej na temat gry i jej wyników możecie znaleźć tutaj.

13382091_1441054409253657_359078895_n(1) 13390986_1441054392586992_715286608_n(1)

A po grze, przyszła pora na imprezę! Do późnej nocy tańczyliśmy pod skałami i świetnie się bawiliśmy do muzyki puszczanej przez DJa! Wielkie plenerowe disco było oficjalnym zakończeniem La Jura Jura, jednak niemal wszyscy podziałali jeszcze w niedziele – wspólnie się wspinając i pomagając przy sprzątaniu po imprezie.

13237789_950651778367000_1332558363335881416_n(1)
Dj Wadim rozkręca imprezę

Warto również dodać, że równolegle odbywała się równie wspaniała impreza – Memoriał Pawła Wyrwy, w którym pierwsze miejsce zajęła nasza Karo, startująca w zespole z Moniką Dębowską! Gratulujemy!

Jeszcze raz dziękujemy wszystkim za udział i organizację imprezy, mamy nadzieję, że w przyszłym roku będzie nas jeszcze więcej! A teraz życzymy wszystkim udanych wakacji.

Johny | 5 czerwca 2016 ciechański cyran czech kądziołka kapłańska kokowski korbiel kosiorek kowalik ługowski ośka polak skały wspinanie

Wiosna 2016 – przejścia sportowe

Sezon skałkowy trwa w najlepsze. Jednak zbliżająca się sesja i upały połączone z burzami z pewnością go trochę wstrzymają.  To dobry czas, aby przed wakacyjnymi wyjazdami zebrać przejścia skalne naszych klubowiczów, a tych było naprawdę sporo. Przeglądając strony innych klubów, otwierając zakładki z przejściami i porównując do przejść członków Sakwy, można z dumą wypiąć pierś i powiedzieć: Jest super! Aktywność w skałach wśród naszych klubowiczów jest naprawdę wysoka.  Na pewno pozytywnie wpływa na to sekcja klubowa, aktualnie prowadzona przez Mateusza Kądziołkę, który motywuje swoich podopiecznych do ciężkich i wyczerpujących treningów. Dla wielu osób ostatnie kilka miesięcy to czas szybkiego progresu i kolejnych życiówek.

Już w lutym, w Chullili, padło kilka super przejść. Karolina Ośka podniosła swój życiowy onsajt na poziom 8a przechodząc w tym stylu od razu dwie drogi: Tequila Sunrise i Super cantina marina. Gabryś Korbiel pocisnął dwie 8a: Tequila Sunrise oraz Altos,guapos y fuertes, oraz dołożył onsajt na drodze Super Zeb 7c. Świetne onsajty w Hiszpanii zaliczyła też Karina Kosiorek, przechodząc w tym stylu aż trzy drogi w stopniu 7b+: Danos colaterales, Revuelta en el frenopatico oraz El corral de la tia poya.

Niesamowity progres tej wiosny odnotował Dominik Cyran. Przepracowana zima w Norze na Zakrzówku i częste wyjazdy na wspinanie w Tatry przełożyły się Dominikowi na życiową formę! Podczas kwietniowego wyjazdu na Kalymnos flashem padła droga Aphrodite 7a+, czyli ówczesna życiówka. Po powrocie do kraju Dominik nie próżnował i rozprawiał się kolejno z podkrakowskimi klasykami, prowadząc Obywatela Scurvy Wprost VI.3+/4, flashując Lewego Meningitisa VI.3 oraz przechodząc onsajtem takie drogi jak Obladi Oblada czy Kant Freneya za VI.2+. Dodatkowo podczas majówki poprowadził swoje pierwsze 7b, w Buzetskim Kanionie w Chorwacji – Ljetna Sauna.

Do przełomowych ten sezon może już również zaliczyć Dominik Polak, który częstymi wizytami na Jurę regularnie podnosi swoje życiówki. Ostatnio poprowadził klasyk Dupy Słonia – Mędrców Tralfamandrii  VI.4+. Dodatkowo Dominik przeszedł garść pięknych i wymagających podkrakowskich klasyków, takich jak Abazego, czy Sinusoidę, obie za VI.3 +.  Żadnemu z Dominików spręża i motywacji nie brakuje, kolejne super przejścia są wiec jedynie kwestią czasu.

Świetne przejścia w tym sezonie zaliczył trener klubowej sekcji  – Mateusz Kądziołka.  Padły dwie klasowe podkrakowskie VI.6  – Przybycie Pawianów i Chomeini. Mateusz przeszedł też w szybkim RP kilka „prostszych” dróg, m.in. Moce Piekielne VI.5+ na Okienniku, Dewastator Getta VI.5+ w Podlesicach i Gorący Punkt VI.5+ w Mirowie. Nic dziwnego że sypią się dobre przejścia jak mamy takiego trenera!

Tyniecki specjalista Kuba Ciechański konsekwentnie pomnażał ilość pokonanych tam kombinacji i poprawił swoją życiówkę przechodząc drogę Wawrzynator VI.5+. Wcześniej przeszedł tam też Lewarnicę wycenioną na VI.5. Do miłośników kombinacji można również zaliczyć  Kubę Kokowskiego i Michała Czecha,  biegających po ich ulubionym Freneyu. Kuba poprowadził Galapagos VI.5/5+ oraz Płomień i Bat VI.5+, a Michał przeszedł Kobzdrę VI.5/5+. Oczywiście na Freneyu świat się nie kończy. Podczas wizyty na Okienniku Kuba zaliczył  świetny onsajt na drodze Mroczny przedmiot pożądania VI.4, a Michał przeszedł Władcę Pierścieni VI.5. Michał tej wiosny przeszedł jeszcze dwie VI.5 – Nagły ataka murarza na Dupie Słonia i Modus Ponens na Goncerzycy.

Formę z Hiszpanii utrzymał i ciągle podnosi Garbyś Korbiel. Tej wiosny zdążył już przejść trzy drogi o trudnościach VI.5+: Przybycie Tytanów w Bolechowicach, Moce Piekielne na Okienniku oraz Gorący Punkt w Mirowie. Gabryś poprowadził też Montokwas 212 VI.5 w Bolechowicach, Cztery Pory Roku VI.4+ na Wielkiej Turni oraz Wino i śpiew VI.4+ na Dupie Słonia. Tę ostatnią przeszedł również Tomek Ługowski oraz Marcin Kowalik, a nieodległego Będkowskiego Playboya VI.5 poprowadził Jacek Kaczanowski.

 

Przejść kobiecych również nie brakuje! Karolina Ośka po powrocie do kraju przeszła uważaną za hardą i rzadko powtarzaną drogę Perpetum Debile VI.5 w Smoleniu, Gorący Punkt VI.5+ oraz Kuchar z La Manczy VI.5 w Mirowie, wszystko w drugich próbach. Dodatkowo podczas przedłużonej majówki Karolina przeszła drogę Shuffle Town 8a w Adlitzgraben oraz zaliczyła mnóstwo onsajtów do poziomu 7c. Końcem marca Karina Kosiorek przeszła swoją pierwszą VI.5 – drogę Golumek Konfucjusz Kurt na Sokolicy, a miesiąc pozniej dołożyła do tego kolejny piękny klasyk – Chińskiego Maharadżę VI.5 w Bolechowicach.

Fantastyczne postępy w skałach zrobiła ostatnio Asia Kapłańska, prowadząc Panoramixa VI.4+ na Łabajowej i tym samym podnosząc swoją życiówkę. Asia przeszła też techniczne i wymagające Wahadełko VI.4/4+ na Dupie Słonia. Kolejne kobiece VI.5 w Sakwie to tylko kwestia czasu, pewnie już niedługo 🙂

Nie czytając powyższych wypocin, a jedynie scrollując i patrząc na cyferki można zauważyć że tegoroczna wiosna należy do udanych. Poza starą gwardią, która od dłuższego czasu wspina się na dobrym poziomie, wiele osób w ostatnim czasie odnotowało znaczący progres, i to one zasługują na wyróżnienie. Zbliżają się wakacje i czas długich wyjazdów. Z pewnością możemy się spodziewać kolejnych świetnych przejść, zarówno w skałach jak i w górach.

 

Johny | 1 czerwca 2016 Kirgistan

W dzikim Kirgistanie

Wpis pierwotnie opublikowany na stronie: podroznawynos.pl

Kirgistan – kraj, którego 93% powierzchni zajmują góry, a średnia wysokość to 2700 m n.p.m. Kraj, którego mieszkańcy wciąż prowadzą koczowniczy tryb życia, a ich największym przysmakiem jest baranie oko. Kraj, w którym wciąż odnaleźć można dzikie, nieskażone cywilizacją rejony. Lepiej być nie może! Jedziemy.

DSC_0500
Góry, konie i dzikie przestrzenie – kwintesencja Kirgistanu.

Celem wyprawy stał się dziewiczy region Kuiluu. Dysponując wyłącznie starymi sowieckimi mapami, wyruszyliśmy w nieznane. Pora na prawdziwą przygodę!

Nasi kirgiscy przewodnicy zdjęli z konia ostatni plecak. Wskazali na lodowiec i powiedzieli, że dalej trzeba pieszo. Życzyli nam powodzenia. Uścisnęliśmy sobie dłonie i każdy ruszył w swoja stronę. Zostaliśmy sami. Tylko my, 3 studentów i ogromny, wręcz przytłaczający majestat gór – dzikich gór.

DSC_0524
Czas ruszyć w nieznane.
Kirgizi powiedzieli, że przed nami odwiedziło ich w tym roku 6 wspinaczy z Litwy. Czyli jednak rejon nie jest aż tak dziki jak myśleliśmy?

Zarzucam ogromny plecak, stękając pod jego ciężarem przyzwyczajam organizm do wysiłku i ruszam przed siebie. Podchodzimy pod lodowiec, gdzie zakładamy „Base Camp”. Altimetr w zegarku pokazuje 3500 m. Trzeba jeszcze raz pokonać całą drogę, mamy tyle rzeczy, że nie jesteśmy w stanie przenieść wszystkiego za jednym zamachem.

Jeszcze pierwszego dnia podchodzimy nieco piargiem do góry, aby zyskać lepszy widok na okolicę. Staramy się zlokalizować szczyty, które są zaznaczone na Sowieckich mapach. Szukamy również celu na kolejne dni. Jako pierwszy pod nasze oko pada „Mnich”, wzniosła iglica.

DSCN9066Wyżej wspomniany „Mnich”.

Niestety, a może na szczęście próba zdobycia zakończyła się wycofem. Było bardzo krucho i nieprzyjemnie, dużo trudniej, niż wydawało nam się poprzedniego dnia. Jednak wszystko ma swoje plusy. Po przeciwnej stronie lodowca zauważamy z pozoru łatwy do zdobycia szczyt. Jednogłośnie nazywamy go „Babią Górą”.

DSC_0525
Magda z Łukaszem wpatrują się w „Babią Górę”.

Kolejnego dnia przenosimy wyżej nasz obóz. Za moreną znajdujemy dość spory kawałek płaskiego terenu. Nawet rośnie tam trawa!

 DSC_0530
Widok na „Mnicha” i „K2″ z naszego nowego obozu.

Czas na atak szczytowy. Wstajemy o 3 w nocy i wyruszamy. Na początku sporo piargiem, następnie wiążemy się i wchodzimy na lodowiec.

DSC_0533
Czas zawiązać węzły!

Bez wcześniejszej znajomości drogi, bez żadnego szlaku idziemy przed siebie. Kopny śnieg na lodowcu skutecznie maskuje szczeliny, które prowadzący Łukasz stara się sondować przy pomocy kijka. Udaje mu się to nadzwyczaj dobrze. Nikt nie wpada do lodowej paszczy. Bezpiecznym slalomem pokonujemy biały tor przeszkód.

DSC_0547
W drodze na szczyt.

Najtrudniejsze na trasie, okazuje się dość strome miejsce na grani. Wywiany śnieg spowodował, że szliśmy po żywym lodzie. Odpowiednio użyte raki i czekan zrobiły swoje. Bezpiecznie wdrapaliśmy się po tym szklanym odcinku. Dalej już łatwy odcinek po skale i końcówka po płaskim lodowcu. Udało się! Jesteśmy na szczycie! GPS pokazuje 4749 m n.p.m.

DSC_0561
„Babia Góra” 4749 m zdobyta!

Długo cieszymy się tą piękną chwilą. Pogoda jest dobra, wiatr i zimno nie dokuczają nam. Robimy zdjęcia rozglądając się za kolejnym celem.

DSC_0568
Zejście przez lodowiec.

Bezpiecznie schodzimy do obozu i zapadamy w długi sen. Nocą przychodzi załamanie pogody, spada ok 10 cm świeżego śniegu. Ranek wita nas białym dywanem. Góry wyglądają niesamowicie. Jest magicznie. Słońce pięknie podkreśla majestat świeżo przysypanych szczytów.

 DSC_0569
Poranny widok z namiotu.
DSC_0572
Nasz obóz.

Tego dnia Magda nie czuje się najlepiej. Czyżby choroba wysokościowa? Dziewczyna zostaje odpoczywać w namiocie.

DSC_0582
Kto mówił, że w górach musi być niewygodnie?

DSC_0573
Czas ruszać dalej.

Ja z Łukaszem wyruszamy do góry, aby poszukać miejsca pod kolejny obóz oraz wynieść tam część sprzętu. Gdy wspinamy się wzdłuż moreny słyszymy wielki huk. Lawina! Trzeba uważać, góry przypominają nam o tym, jak są niebezpieczne. Zakładamy depozyt i wracamy do namiotu.

Kolejnego dnia przenosimy obóz wyżej. Śpimy już na 4300 m n.p.m. Noc nie należy do najprzyjemniejszych. Łukasz sapie jak parowóz, bardzo ciężko jest mi zasnąć. Wysokość robi swoje.

Gdy jednak wstajemy rano i wyglądamy z namiotu morale rosną. Jest niesamowicie!

DSC_0803
Nasz najwyższy obóz.

Szybko decydujemy się, aby podejść chodź na przełęcz i rozeznać drogę na „Pempiesławski Pik”, 5-cio tysięcznik.

DSC_0602
Trzeba pokonać kolejny lodowiec. Po prawej „Pik SAKWA”.

Po 3,5 godziny torowania drogi w kopnym śniegu dochodzimy na przełęcz. Wieje niemiłosiernie, lecz czujemy się nadzwyczaj świeżo. Szybka dyskusja i próbujemy zdobyć niedaleki szczyt. Droga jest mocno skalista i krucha, ale szczęście nam sprzyja. Udało mi się wypatrzyć śnieżny żleb, prawdopodobnie jedyne nie-wspinaczkowe wejście na „Pik SAKWA”.

DSC_0609
Żleb, którym zdobywaliśmy szczyt.
DSC_0610
Już prawie na szczycie!

GPS pokazuje 4852 m. Widoki powalają z nóg. Udziela nam się niesamowita magia tego miejsca, trudno opisać naszą radość.

DSC_0615
Kolejny szczyt zdobyty!

Robimy zdjęcia i dyskutujemy nad najbardziej optymalną trasą wejścia na 5-cio tysięcznik. Największą przeszkodą wydaje nam się być wielka pozioma szczelina. Liczymy jednak na znalezienie jej „pięty Achillesowej” i pokonanie tej trudności.

DSCN9178
Następny cel – „Pempiesławski Pik”

DSC_0618
Nasze ślady na lodowcu.

Następny dzień poświęcamy na odpoczynek. Śpimy długo i dużo jemy. Nabieramy sił przed ostatnim atakiem szczytowym. Nie wiem dlaczego, ale cały czas trwa we mnie wewnętrzna walka. Iść jutro na szczyt, czy odpuścić? Czy nie osiągnęliśmy już wystarczająco dużo?

DSC_0687
Góry Kuyluu o brzasku.

Wstajemy o 3:30. Wsuwamy po liofie i ruszamy na przełęcz. Tym razem droga zajmuje nam dwukrotnie mniej czasu niż ostatnio. Aklimatyzacja i znajomość trasy robi swoje. Odpoczywamy chwilę w lodowej grocie i ruszamy dalej.

DSC_0798
Lodowa jaskinia.

Wielka szczelina nie blokuje naszej drogi. W środku jest dużo śniegu, przechodzimy bezpiecznie po jej dnie.

DSC_0702
Widoki na dalszą część ogromnej szczeliny.

Po pokonaniu tej przeszkody idziemy dalej lodowcem. Wkrótce go opuszczamy i ruszamy skalnym terenem. Na wysokości ok 4900 m pogoda zaczyna się psuć. Zawracać, czy jednak spróbować zdobyć szczyt?

Może to było głupie, ba to było bardzo głupie, ale nie zrobiliśmy nic. Wykopaliśmy w lodzie platformę, gdzie zdecydowaliśmy się siedzieć pół godziny i popatrzeć, jak zmienia się pogoda.

DSC_0713
Czekając na „oklaski”?

Przewidywane przez nas załamanie nie nadchodziło. Co więcej niebo zaczynało się nawet klarować. Decydujemy się uderzyć na szczyt. Wysokość daje się mocno we znaki, ale nie poddajemy się.

DSC_0725
Na hasło „robię zdjęcie” wszyscy padali na ziemię, aby złapać chwilę odpoczynku.

Ok 13 meldujemy się na wierzchołku! 5203 m!

DSC_0750„Pempiesławski Pik” zdobyty!

Widzę, że z Magdą nie jest najlepiej, zaczyna mówić sama do siebie. Choroba wysokościowa, trzeba jak najszybciej schodzić na dół. Kilka zdjęć i bez ociągania ruszamy w drogę powrotną. Na szczęście, po utraceniu wysokości wszystkie objawy mijają. Zasada, że najlepszym lekarstwem na wysokościówkę jest szybkie zejście sprawdza się wyśmienicie.

DSC_0778
Z powrotem przez wielką szczelinę.
DSC_0779
U góry byliśmy, szczyt zdobyliśmy.
DSC_0790
Powrót do obozu.

Po powrocie do namiotu pogoda momentalnie się załamuje.

Kolejnego dnia góry nas nie rozpieszczają. Pakujemy obóz i w nie sprzyjającej aurze rozpoczynamy zejście. Po drodze dzwonimy z telefonu satelitarnego, aby zorganizować transport powrotny oraz uspokoić rodziców.

DSC_0819
Do widzenia Kuiluu! A może, do zobaczenia?

Po wielu godzinach wyczerpującego marszu z ciężkimi plecakami dochodzimy do kirgiskiego domu w dolinie.

DSC_0824
Zmęczeni, ale szczęśliwi.

Po drodze Magdzie udaje się znaleźć róg Koziorożca Syberyjskiego!

DSC_0187
Koziorożce Syberyjskie w parku narodowym Ala Archa.

Nie było łatwo. Wysokość, góry, problemy żołądkowe dawały nam się we znaki. Z pewnością jednak było warto! Pierwsza SAKWowa ekspedycja w region Kuylu zakończyła się ogromnym powodzeniem. Podczas 10 dni akcji górskiej udało nam się założyć 3 obozy i zdobyć 3 szczyty:
-Babia góra – 4749 m,
-Pik SAKWA – 4852 m,
-Pempiesławski Pik – 5203 m.

Nigdzie nie udało nam się znaleźć nazw tych wierzchołków, więc nadaliśmy je sami. Nie wiemy czy były dziewicze.

DSC_0818
Ślady poprzedniej ekspedycji w region Kuyluu.

Wierzę jednak, że przynajmniej na jeden z nich wdrapaliśmy się jako pierwsi, a już na pewno jako pierwsi Polacy.

3 minutowy film z wyjazdu: film

Nikomu, kto uczestniczył w warsztatach prowadzonych przez Waldka Niemca podczas La Jura Jura 2016 nie trzeba mówić o jakości i profesjonalizmie przekazywanej wiedzy. Prowadzone przez niego szkolenie przyciągnęło zarówno początkujących jak i bardziej obeznanych z tematem wspinaczy. Dlatego na pewno ucieszy was fakt, że Sakwa rozpoczęła współpracę ze Szkołą Wspinania „Kilimanjaro”, prowadzoną właśnie przez Waldka i Piotrka Sztabę.

Każdy klubowicz może liczyć na 5% zniżkę na wszystkie szkolenia. Dodatkowo jeśli zbierze się grupa 4 osób (kurs skałkowy) lub 3 osób na kurs taternicki zniżka powiększa się o kolejne 10%, co razem daje 15% zniżki.

Gorąco polecamy!

Więcej informacji na stronie internetowej

Od początku grudnia ubiegłego roku do końca kwietnia trwał konkurs ogłoszony z okazji 18 urodzin naszego Klubu.

Dla przypomnienia:

„Zasady są bardzo proste: do końca kwietnia następnego roku zdobywamy w warunkach zimowych wierzchołki tatrzańskie (mogą być także przełęcze, turnie, graniówki bądź inne, ciekawe Waszym zdaniem miejsca i trasy), robimy sobie na nich zdjęcie z flagą Sakwy (jeżeli ta oczywiście jest dla Was dostępna w danym terminie), a następnie dodajemy przejście za pośrednictwem formularza na stronie, wrzucając zdjęcia i dodając opis naszej przygody.”

W konkursie liczyły się przejścia turystyczne. Z uwagi na spore zainteresowanie komisja w składzie: Michał Czech, Kuba Kokowski i Marcin Gromczakiewicz, zdecydowała się również uwzględnić skiturowców. Celem było zachęcenie klubowiczów do poznania polskich i słowackich Tatr. Odzew z Waszej strony był olbrzymi. Ponad sto wpisów kwalifikujących się do konkursu! Komisja czeka jeszcze do niedzieli (29 maja) na wszystkich, którzy zapomnieli dodać do bazy swoje przejścia, a następnie ogłosi zwycięzców i przyzna nagrody.

Dostaliśmy bardzo dużo zdjęć, wszystkie są świetne i warte opublikowania dlatego załączamy „małą” galerię, którą wspólnie stworzyliśmy.

Johny | 13 kwietnia 2016 czołówka mięgusza hala gąsienicowa kazalnica kościelec łomnica motyka setka sprężyna starek-uchmański szare zacięcie taternictwo tępa wspinanie zimowe

Tatrzańska zima 15/16 dla Sakwowych wspinaczy

Wszyscy wspinacze zimowi będą wiedzieli o co chodzi z refleksją nad „własnym ja”, czasami tak intensywnie do nas docierającą podczas drugiej godziny pobytu na stanowisku przy -10 °C w ogniu pyłówek. Po co tu jestem, co ja tutaj robię? Marzenia o ciepłym domu i kanapie. Momenty te również przychodzą na prowadzeniu, kiedy jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, 10 m nad poprzednim, lichym przelotem, a osadzenie jakiejkolwiek asekuracji w najbliższej przyszłości nie wchodzi w grę. Receptą na wyjście z tej sytuacji jest wzięcie kilku głębokich wdechów i oczyszczenie umysłu. W takich momentach przychodzą najlepsze przemyślenia.

Jak to możliwe, że w zeszłą, pierwszą kwietniową niedzielę, prowadząc drugiego kruksa na „Sprężynie” na Kazalnicy przeżyłem taki moment oczyszczenia? Przecież była piękna pogoda, ciepło i bezwietrznie, a droga jest określana mianem „dobrze asekurowalna i drytoolowa”. Wyobraźcie sobie ośmiometrowy trawers po płytach zwieńczony władowaniem się w mega eksponowane zacięcie. Wreszcie znajdujecie upragnione miejsce na malutkiego cama – trochę zabawy i można sobie na momencik powiedzieć w myślach „Uff”. Dziabka wyżej i ściągam się, obserwując jak szczelina w którą włożyłem friendzika zaczyna się rozszerzać, a ten z niej wypadać. Właśnie zdałem sobie sprawę, że trzymam się na wielkiej, sklinowanej w owym zacięciu wancie, która na dodatek pragnie w ekspresowym tempie znaleźć się pod pierwszym wyciągiem. W takich chwilach serce bije szybciej, a mózg pracuje na 200% normy. W myślach powiedziałem do siebie – „Ku**a, KONIEC w tym sezonie. Chcę być teraz w skałkach!”, mając przy tym ochotę rzewnie zapłakać. Przegrzałem szybko parę kolejnych metrów z chirurgiczną ostrożnością i precyzją. Reszta wyciągu mimo nie najlepszej asekuracji i siódemkowych trudności okazała się już w miarę prostą drogą do stanu. Kiedy wreszcie usiadłem w stanie, dotarło do mnie, że to niestety już koniec sezonu zimowego 15/16 w Tatrach, a powyższe przemyślenie nie wynikało tylko z chwili słabości, ale i z wewnętrznego głosu rozsądku. Nawet drytoolowe drogi są już rozmrożone na tyle, że wspinanie się po nich jest proszeniem się o guza. Może wiosenne żleby? Eeee… nie. Niestety, żeby pośmigać po wiosennych betonach jest wymagana przynajmniej jedna noc na minusie, a takowej od tygodnia brak i nic nie zapowiada zmiany w tym temacie. Na domiar tego potężne deszcze przetaczają się nad Tatrami, a słowacy ogłosili alarm anty-niedźwiedziowy! Tra-ge-dia…. Może jest jeszcze szansa na jakieś pojedyncze przejścia, ale z pewnością będą to drogi o specyficznym charakterze, pokonywane przy wyselekcjonowanym warunie. Jednym słowem – chowajcie dziaby do szafy. 🙂 Tym długim wstępem chciałbym więc podsumować SAKWowy sezon zimowo-taternicki.

 


 

[su_row]
[su_column size=”1/4″]
WP_20160325_07_04_24_Pro_LI
[/su_column]
[su_column size=”3/4″]

Motyka” (V, WI3+, 10h) na Łomnicy – Wojtek Anzel z Mikołajem Pudo [+1] (KW Krk) | Kuba Kokowski z Wadimem Jabłońskim

Ta piękna droga, na którą wielu Taterników ostrzy sobie zęby padła w tym sezonie dwukrotnie. W obu przypadkach była to wielka przygoda, natomiast zespół Wojtka działał w trochę gorszych warunkach. Jego relację możecie przeczytać tutaj.

[/su_column]
[/su_row]

 

Starek-Uchmański” (7/7+, AF) na Czołówce Mięgusza – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki (KW Katowice)

Jedna z poważniejszych pod kątem technicznym dróg, jakie robiłem w prawdziwie zimowych warunkach. Wymagający drytool, ciekawe wspinanie, dobra asekuracja. Pierwszy i ostatni wyciąg AF. Można polecić każdemu, kto szuka czegoś trudniejszego.

 

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

Szare Zacięcie” (7/7+, AF) na Czołówce Mięgusza – Wadim Jabłoński, Kuba Kokowski

Tym razem wizyta na czołówce zakończyła się podejściem po śladach zespołu Mistrzunia i Bodzia (KW Katowice), oraz podążaniem za nimi po wyczyszczonej drodze. Także znajomość linii zjazdów przełożyła się na dobry czas. Lot na pierwszym wyciągu.

[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

sprezyna[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

Sprężyna” (7+, bez ostatniego wyciągu po zjeździe) na Kazalnicy – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki (KW Katowice)

Część z tego jak to wyglądało jest we wstępie do tego wpisu. Droga kontrastów – z jednej strony pierwszy wyciąg był najpiękniejszym, jak robiłem w Tatrach, z drugiej – większość reszty woła o pomstę do nieba. Może to kwestia warunków. Zastanawiam się nad uznawaniem sobie tej drogi, gdyż nie zrobiliśmy ostatniego wyciągu ze względu na roztopową kruszyznę, choć się do niego wstawialiśmy. Trochę nieciekawym dla mnie rozwiązaniem wydaje się robienie zjazdu przed końcem drogi przy przejściu zimowo-klasycznym, ale ze względu na historię drogi, tak podobno musi być. Na drogę nie wracamy i jesteśmy zadowoleni z pokonania trudności OS. 🙂

[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]

[/su_column]
[su_column size=”3/5″]
Setka” (IV, 8h) na Kościelcu – Kuba Kokowski wraz z Michałem Czechem

Przejście warte wyróżnienia z powodu przygód jakie przeżył zespół (możecie o nich przeczytać tutaj) i tego, że w bieżącym sezonie było to jedyne zakończone sukcesem przejście tej drogi (dane od Michała, który sprawdzał na końcu marca książkę wyjść w Murowańcu). Sami zainteresowani mówią, że nie ma się czym chwalić, bo to droga kursowa, ale tej zimy było już na niej wiele wycofów, w tym jeden zakończony interwencją TOPRu. Graty!

[/su_column]
[/su_row]

 

Filar Staszla” (V, 7h z wejściem na szczyt) na Granatach – Marcin Gromczakiewicz i Kuba Kokowski

Jak mówi pierwszy z wymienionych tu panów – „Przełoiliśmy z Kokosem całość w 4h, oraz później 3h do końca samego filara. Ale padał deszcz i wspinaliśmy się w rakach i rękawiczkach, ze zdjemowaniem rękawiczek na cruxy :P. Dziaby dopiero wyżej się przydały. Także można uznać że nasze przejście było trochę jak bezglutenowe pierożki z mączki kasztanowej„. Warto dodać, że to to przejście, to nic innego, jak porachunki z zeszłego sezonu, kiedy to droga stała się synonimem srogiego, zimowego wpierdolu przy ekstremalnych temepraturach. Co ciekawe tegoroczne przejście miało miejsce także w grudniu, na kilka dni przed sylwestrem. Prawdziwych zim jak i cyganów już nie ma!

 

[su_row]
[su_column size=”3/5″]

Easy like Sunday Morning” (V, 7,5h) na Tępej – Wadim Jabłoński, Tomek Ługowski, Damian Bielecki (KW Katowice)

Pierwsze zimowe wspinanie Tomka, poprzedzone srogą nocą w Strzegowej! 😉 Trudności ze zlokalizowaniem drogi, samo wspinanie przyjemne, a ruta po zakończeniu trudności jeszcze długa. Najfajniejsza, jaką robiłem na Tępej!
[/su_column]
[su_column size=”2/5″]
WP_20151220_19_19_43_Pro
[/su_column]
[/su_row]

 

[su_row]
[su_column size=”2/5″]czuba[/su_column]
[su_column size=”3/5″]

Warianty (V) na Czubie nad Karbem – Kuba Kokowski i Kuba Ciechański

Czyli celowy wariant zapychowy i poszukiwanie trudności, w miejscu, gdzie jest prawie tak ciężko znaleźć coś nowego, jak na Jurze. Czego się nie robi dla treningu!

[/su_column]
[/su_row]

 

Wesołej Zabawy” (IV) na progu Mnichowym – Kuba Kokowski i Kuba Ciechański

Droga Niemca” (IV+) na Kotle Kościelcowym – Dominik Cyran, Konrad Bąk

Potoczek” (III) na Czubie nad Karbem – Konrad Bąk, Adrian Ginalski | Dominik Cyran, Łukasz Stempek

Głogowski” (III) na Czubie nad Karbem – Konrad Bąk, Adrian Ginalski

Puskas” (III) na Tępej – Dominik Cyran, Łukasz Stempek, Sabina Franczyk

Galfy” (IV) na Tępej – Dominik Cyran, Łukasz Stempek | Adam Wojsa, Dorota Wacławczyk, Sabina Franczyk

Żebro Rzepeckich” (IV+) na Granatach – Michał Czech, Dominik Cyran

Kochańczyk” (II) na Kotle Kościelcowym – Sabina Franczyk, Adrian Ginalski

W samo południe” (5+) na Buli pod Bandziochem – Wojtek Anzel + Piotr Boryło, Jakub Gałka (KW Kraków)

Bladym Świtem” (6+) na Buli pod Bandziochem – Wojtek Anzel + Maciek Chmielecki (KW Kraków)

Żleb na Kahulską Strbinę” (III) na Kończystą – Wojtek Anzel + Krzysztof Czyżewski (KW Kraków)

Żleb na Papirusową Strbinę” na Czarny Szczyt – Wojtek Anzel + Mikołaj Pudo, Maciek Chmielecki(KW Kraków)

 

 

LODOSPADY I MIKSTY

Grosz” WI4 – Kuba Kokowski, Dominik Cyran

Veverkov” WI4 – Kuba Kokowski | Dominik Cyran | Kamil Sałaś

Zahradky lewe” WI4 – Dominik Cyran, Kamil Sałaś | Wadim Jabłoński (do stanu nr 2 na jedną dł. liny)

Zahradky prawe” WI3 – Dominik Cyran | Kamil Sałaś | Wadim Jabłoński | Kuba Ciechański

Lodospad „Ciężki” WI3 – Wojtek Anzel + Michał Natkaniec (KW Kraków)

Lodospad „Kaczy” WI3 – Wojtek Anzel + Michał Natkaniec (KW Kraków)

Stony a vzlyky” M7 – Wadim Jabłoński

 

PRÓBY NIE ZAKOŃCZONE NA TOPIE

[su_row]
[su_column size=”2/5″]
direta
[/su_column]
[su_column size=”3/5″]
Czołowi wspinacze twierdzą, że prawdziwą mądrością jest wiedzieć kiedy się wycofać. Wycof w górach zimą, to nie zjazd z ringa w skałkach, tylko przedsięwzięcie poprzedzone wyjazdem w góry, podejściem ze sprzętem, pokonaniu kilku-kilkuset metrów drogi, analizą ryzyka i wykorzystaniem, czasami na maksa umiejętności technicznych celem bezpiecznego zejścia ze ściany. Doceńmy więc poniższe próby, gdyż część z nich naprawdę zasługuje na szacun. 🙂
[/su_column]
[/su_row]

Direta MSW” zakończona na trawersie do Galerii Cubryńskiej – Kuba Kokowski, Kuba Ciechański

Stanisławski” na Gerlachu zakończony po 1,5 wyciągu – Kuba Kokowski, Michał Czech

Próba na „Klisiu” – Sabina Franczyk, Adrian Ginalski

1 wyciąg na „Środkowym Żeberku” – Adam Wojsa, Sabina Franczyk, Dorota Wacławczyk

Kuchar” na Kazalnicy Liliowej – Wojtek Anzel

Lód Bratysławski” – Wojtek Anzel

Tobogan” na Kieżmarskim – Wojtek Anzel

Mato’vi” na Tępej – Adam Wojsa, Dorota Wacławczyk, Kuba Majnusz

Filar Świnicy” – Wadim Jabłoński, Marcin Gromczakiewicz

Iluzja” z 2 wyciągu na Galerii Szatana – Wadim Jabłoński, Damian Bielecki

 

JASKINIE

Nasza czołowa grotołazka (chyba tak to się odmienia) Sabina Franczyk była tej zimy w jaskini Czarnej, Wodnej pod Pisaną i Miętusiej. Jak najbardziej kwalifikujemy to do taternictwa zimowego, ale szczerze nie wiemy o co chodzi. 😉

 

Koniec końców można powiedzieć, że sezon ten był owocny, padło wiele mocnych przejść (a wpis ten dotyczy tylko Tatr), sporo osób zadebiutowało, a także oswoiło się ze skałą i lodem. Cieszę się, że poza wypadkiem Michała, mimo kilku innych, podbramkowych sytuacji, wszystkim udało się zakończyć zimę 15/16 cało i zdrowo. Polecam jako ciekawe uzupełnienie relacje Dominika z tatrzańskich wyrypek. Czekam z niecierpliwością na to, co przyniesie następna zima, a tymczasem pora zamagnezjować łapy i wyczekiwać warunu na południowych tatrzańskich ścianach! 🙂

Johny | 6 kwietnia 2016

Zawody Boulder Pompa VI już za nami!

W minioną sobotę w Reni Sporcie odbyła się VI edycja tradycyjnych zawodów organizowanych przez SAKWĘ, czyli Boulder Pompy. Pomimo super warunków do wspinania w skałach, na zawodach stawiło się około 70 zawodników, którzy rywalizowali na ponad 20 baldach ułożonych przez znakomity zespół routesetterski w składzie Jacek Kaczanowski, Mateusz Kądziołka oraz Karolina Ośka.

Podzieleni na dwie grupy, od godziny 13;30 zawodnicy zmagali się z różnorodnymi baldami. Nie brakowało zgięć w przewieszeniu, pionów po małych chwytach i koordynacyjnych ruchów. Ekipa chwytowych super wstrzeliła się z trudnością elminacyjnych przystawek, każdy sporo się powspinał i nie było głosów niezadowolenia. Podział na dwie grupy sprawił że nie trzeba było czekać w kolejkach, jak to miało miejsce w roku poprzednim, a spora ilość czasu wpłynęła na luzną atmosferę elminacji. Ostatecznie po dwóch grupach udało się wyłonić 14 finalistów będących członkami naszego klubu.

W finałach każdy z zawodników miał do pokonania 3 przystawki i tradycyjnie przed każdą próbą do zrobienia 10 pompek. Dla niektórych był to trening na klatę jakiego nie mieli od lat! Finałowe baldy były zróżnicowane i w miarę równo rozrzuciły stawkę. Należy tutaj pochwalić po raz kolejny naszych chwytowych, którzy wykonali kawał dobrej roboty!

Wyniki finałów prezentują się następująco:

Panowie:

  1. Michał Czech
  2. Marcin Julian Kowalik
  3. Błażej Oboza

Panie:

  1. Asia Kapłańska
  2. Karina Kosiorek
  3. Ania Guła

Dodatkowo rozlosowane zostały nagrody ufundowane przez naszych sponsorów, a byli to: Polar Sport, Moko, E-Pamir, Head Crash oraz Reni Sport. Koszulki, czapki, magnezja, chustki i inne gadżety trafiły w ręce zawodników. Rozlosowany został też plecak marki Camp, ufundowany przez Polar Sport, naszego głównego sponsora.

Dziękujemy serdecznie wszystkim naszym sponsorom!

Gdy na ścianie wszystko dobiegło końca, zawodnicy udali się do siedziby AKŻ przy Reymonta, gdzie świetna zabawa trwała do rana!

Wielkie podziękowania należą się Tosi, która ogarnęła praktycznie całe zawody i to jej zawdzięczamy świetną zabawę. Również Gosi i Błażejowi, Kasi Cieślak, Kubie Kokowskiemu i wszystkim innym których tu nie wymieniłem, za ich pomoc w organizacji zawodów. Dziękujemy również naszym routesetterom, którzy ułożyli fantastyczne baldy, Patrycji Długosz i Tomaszowi Szkatule za świetne zdjęcia i ścianie Reni Sport za udostępnienie ściany.

Do zobaczenia za rok! 🙂

Johny | 1 kwietnia 2016 Dolomity góry lodospady zima

Sylwestrowe Dolomity

Wpis pierwotnie opublikowany na stronie podroznawynos.pl

 

Berlingo wypełniony po brzegi. Cudem domykamy bagażnik, siadamy i w drogę! SAKWA jedzie w Dolomity!

DSC_0007

To wszystko się tu zmieściło?

Podróż mija bezproblemowo, o 6 rano meldujemy się w włoskiej miejscowości Sappada. Spoglądają na nas pięknie wylane lodospady. Szybkie śniadanie i wyruszamy zawojować pierwszy cel wyjazdu.

DSC_0029
Lodospady czekają!

Samo dostanie się pod lód nie jest takie proste. Nad rzeką rozciągnięta jest metalowa linka, do której wpinamy się karabinkiem i ruchem posuwisto zwrotnym przesuwamy na drugą stronę.

DSC_0016
Wadim na mostku linowym.

Tam Łukasz próbuje swojego pierwszego prowadzenia w trójkowym lodzie. Idzie bardzo dobrze, do momentu gdy na polu walki pojawia się Adam Wojsa.

„Idź dalej na lewo, tam jest fajne stanowisko, z którego można zrzucić wędki.”

Biedny Łukasz posłuchał, nie biorąc pod uwagę, że wypstrykał się już z wszystkich dobrych śrub lodowych. Udało się, ale Stempek miał bardzo przyśpieszone bicie serca i nabrał sporej awersji do lodospadów.

DSC_0066
Trzeba było asekurować się z poręczówki.

Cały dzień upłynął nam na przyjemnym dziabaniu w świetnym lodzie. Wieczorem rozkładamy cygańskie obozowisko. Dobre jedzenie, muzyka, pogaduchy i coś mocniejszego umilają zimny wieczór.

DSC_0098
Cygańskie obozowisko.

Niestety, część zespołu dopadła grypa żołądkowa. Dorota chorowała już pierwszego dnia, Adama złapało w nocy.

Kolejny dzień również upływa nam na dziabaniu lodu. Próbuję swojego pierwszego prowadzenia w zamarzniętej wodzie. Pod koniec spada mi rak :(, co udaremnia czyste przejście. Muszę przyznać, że jest w tym sporo masochizmu ;).

DSC_0040
Dwa dni na „nordwandzie”, bez promyka słońca :(.
DSC_0093
Nocne wspinanie.

Niestety Adam i Dorota ze względu na całkowity brak sił po grypie i chęci do kontynuacji Dolomickiej przygody decydują się wrócić do Polski.

U nas „Klątwa Wojsy” zbiera coraz większe żniwo. Problemy żołądkowe dopadają wszystkich, z mniejszym lub większym sukcesem.

Kolejny dzień mija nam na jeżdżeniu po Dolomitach, zdychaniu i powolnym kurowaniu się. W pewnym momencie, gdy morale są na bardzo niskim poziomie Wadim krzyczy „Stop!”. Zatrzymujemy się w kameralnej pizzeri. Dużo lokalsów i ogromna pizza za 6 euro, sprawia, że morale wracają do zespołu. Szczęśliwi i z pozytywnym nastawieniem jedziemy rozbić namiot w krzonie.

Z rana szybki wypad po świeże pieczywo i hop w góry. Sylwestra zamierzamy spędzić w jednej z ogólnodostępnych chatek – bivaco. Cena do jakości – milion.

DSC_0106
Tu spędzamy sylwestra.

Oczywiście za darmo, a jakość, co tu dużo mówić. Kominek, stoły, kuchnia woda, wszystko co potrzeba. Zostawiamy tam nasze rzeczy i wyruszamy na szybką wycieczkę.

DSC_0114

Szybki trekking w Dolomitach. Śniegu brak :(.

 

DSC_0128
Prawie cała ekipa.

Niesamowite widoki i wesoła atmosfera wprowadzają dobry klimat do sylwestrowej zabawy. Ta była przednia. Cały gar świeżo przygotowanej carbonary Stempka i 9 litrów włoskiego wina zadbały o dobre humory. Pospaliśmy do późna, a pierwszego dnia nowego roku… Opalaliśmy się na wysokości 1800m.

DSC_0161
1 styczeń 2016 r :).

Co dobre jednak zawsze się kończy. Zwijamy się do samochodu, jedziemy do pizzeri. Tam pada kolejny cel – Cimon della Pala – Matterhorn Dolomitów. Robimy szybki przepak. Swoją drogą, chyba pół wyjazdu schodzi nam na przepaki…

Jedziemy pod nieczynne schronisko, gdzie wskakujemy do naszych ciepłych puchowych śpiworów, aby złapać chwilę snu. Wstajemy grubo przed świtem. Śniadanie i wyruszamy.

DSC_0187
Wschód Słońca.

Na początek szlak, później dość trudna via ferrata.

Piotrek na via ferracie.

Po 4 godzinach meldujemy się w bivaco Fiamme Giale (3005m). Tu niestety zaczyna psuć się pogoda. Zostajemy na chwilę w metalowej puszce. Krótka dyskusja i decyzja. Idziemy do góry.

DSCN0603
Bivaco Fiamme Giale, warun nie rozpieszcza…

Piargiem pod start drogi prowadzi Łukasz. Jego miłość do wszelakiego parchu i zła widoczność spowodowała, że wbiliśmy się w złą drogę. Idziemy, wspinamy się, jest dość krucho. Jest jakiś szczyt… Okazuje się jednak, że zły.

DSC_0229
SAKWA na przed wierzchołku.

Wbiliśmy się na przed wierzchołek właściwego Cimona. Góry jednak wynagradzają nam podjęty wysiłek. Chmury na moment rozwiewają się ukazując piękne widoki.

DSC_0241
Chwilowa poprawa pogody.

Jest już dość późno, decydujemy się na wycof. Zjazdy dla 5 osób zajmują dużo czasu.

DSCN0621
Wadim z Łukaszem szykują się do zjazdu.

Po zmroku wszyscy wracamy do bivaco i pada pytanie, co dalej? Ja i Łukasz chcemy zostać na noc, Wadim i Sabina schodzić. Piotrek zachowuje neutralny grunt. Na szczęście dla każdego znalazł się argument, aby spędzić noc na 3 tysiącach. Nie mieliśmy śpiworów, na szczęście bivaco było wyposażone w sporo koców. Po zrobieniu uszczelnienia drzwi nadliczbowymi materacami i gore-texem Stempka udało nam się nagrzać wnętrze do 14 stopni!

DSC_0247
Całkiem przytulnie :).

Na zewnątrz była w tym czasie śnieżyca, bardzo mocny wiatr i ok minus 10 stopni. Większym problem był jednak brak wody. Wkładaliśmy śnieg do butelek, pakowaliśmy je pod koc i ciepłem własnego ciała uzyskaliśmy wodę. Klimat był niesamowity! Mała metalowa puszka, 5 osób, świeczka, muzyka… Jedna z najciekawszych nocy w niesamowitym miejscu jaką miałem okazję spędzić.

DSCN0637
Nasze schronienie o poranku.

Rano wita nas piękne słońce. Zjazdy ferratą i zejśicie do auta w bardzo dobrej pogodzie zabierają nam 7 godzin… Dobrze że zostaliśmy na noc u góry.

DSC_0251
Czas na dół!
DSC_0265
Towarzyszą nam wspaniałe widoki.
DSC_0279
Pełen skład, jeszcze będzie trzeba tu wrócić…
DSC_0286
Piękny zachód Słońca.
DSC_0289
Powoli czas wracać…

Sylwestrowy wyjazd powoli zbliża się ku końcowi. Aby aktywnie spędzić ostatni dzień w dolomitach decydujemy się na drytooling. Jedziemy do miejscowości Campitello di Fassa. Z dala od cywilizacji znajdujemy ciche miejsce gdzie rozbijamy nasz namiot i robimy całkiem zacną imprezę ;). Nazajutrz głowy trochę ciężkie ale twardo udajemy się do groty.

DSC_0335
Grota w całej okazałości.

Tu bicki sprężają się do granic możliwości. Każdy z nas łapie za dziaby i z mniejszym lub większym sukcesem próbuje swoich sił.

DSC_0315
Wadim na Attraverso Pian (D8).

Pozostali również wspinają sie na łatwiejszych, połogich rutach, ale okazują się one bardzo zdradzieckie… Po prostu nie ma stopni, nie ma chwytów, trzeba się skradać po połogich płytach. Zniechęceni wstawiamy się w drogę Wadima. Łukasz wypowiada wtedy, tak ważne później dla niego słowa…

Deklaracja Łukasza – film

Kostek nadal nie zrobiony, naliczamy tygodnie ;).

Pakujemy się, jedziemy do Bolzano na pożegnalną pizzę i wracamy do Polski. Bardzo udany wyjazd w świetnej atmosferze. Wyszło również dość tanio, z przejazdem ok 600 zł / osobę ;).

Johny | 13 marca 2016 boulder pompa zawody

Boulder Pompa VI

 

Witajcie!

Chcielibyśmy zaprosić was na VI edycję Sakwowych zawodów boulderowych Boulder Pompa.

 

Zasady uczestnictwa:

Z racji bardzo dużej popularności zawodów w ubiegłym roku, postanowiliśmy podzielić eliminacje na dwie grupy ( po max 60 osób). Zawodnicy będą mieli 1,5h na pokonanie 18 baldów w trzech stopniach trudności (6 łatwych, 6 średnich i 6 trudnych), które wyłonią finalistów: 5 panów i 5 pań.

Zapisy odbywają się tylko i wyłącznie drogą elektroniczną TUTAJ.

W eliminacjach może wystartować każdy, kto opłacił wpisowe 25 zł (ODLICZONĄ gotówką w dniu zawodów). Do finału wchodzą tylko członkowie Sakwy, oraz dawni członkowie Sakwy za okazaniem własnej legitymacji członkowskiej.

 

Program zawodów:

13:00– rozpoczęcie rejestracji i wydawanie pakietów startowych (baton, napój, owoc)

Eliminacje ( w przypadku niskiej liczebności poszczególnych grup organizator zastrzega sobie prawo do utworzenia jednej grupy startującej o 14.00):

13.30-15.00 Grupa I

15.30-17.00 Grupa II

 

17.30– WIELKI FINAŁ, a po nim afterparty ( Siedziba Akademickiego klubu Żeglarskiego przy ul. Reymonta)

 

Oznaczenie boulderów:

Start: startujemy oburącz z oznaczonego chwytu startowego; jeżeli jako startowe oznaczono dwa chwyty: należy startować jedną ręką z jednego, drugą – z drugiego; przed wykonaniem pierwszego ruchu należy oderwać całe ciało od ziemi (nie “skaczemy” do kolejnych chwytów ze startu).

Bonus: Zaliczenie bonusa polega na wyraźnym utrzymaniu jedną ręką chwytu bonusowego; jeżeli jednak zawodnik ukończył całego balda, to ma zaliczony bonus, nawet jeśli ominął go w trakcie wspinaczki.

Top: Ukończenie problemu (top) polega na utrzymaniu oburącz chwytu topowego. Niekiedy zamiast chwytu topowego może się pojawić również zaznaczony fragment ściany (wtedy należy na nim położyć obie dłonie) lub konieczność złapania no-handa w wyznaczonym miejscu.

Uprawianie wspinaczki może powodować ryzyko utraty zdrowia i życia nawet w przypadku respektowania wszelkich zasad bezpieczeństwa. W związku z czym uczestnicy zawodów zobowiązani są do bezwzględnego przestrzegania zasad regulaminu ściany wspinaczkowej CW Reni Sport oraz poleceń organizatorów i obsługi zawodów.

 

Dla zwycięzców (3 Pań i 3 Panów) przewidziane są nagrody rzeczowe nie podlegające wymianie w zamian za pieniądze. Ufundowane zostaną przez naszych sponsorów:

Polarsport, Moko, Headcrash, Epamir i ReniSport